środa, 5 lutego 2014

Rozdział 10

Zniecierpliwiona stałam pod dużym głazem czekając na dalsze polecenia, zerkając co chwila na zegarek. Widząc jak po raz kolejny wskazówka zegarka zatacza koło odwróciłam się do swoich towarzyszy pokazując im swoje niezadowolenie. 
-Długo jeszcze zamierzamy tu stać? Czekamy już z pół godziny, powiedziałam lecz jedyną odpowiedzi jaką otrzymałam był szelest liść, spowodowany podmuchem letniego powietrza. Spojrzałam kątem oka na Itachiego, który w milczeniu siedział pod drzewem.  Słysząc donośne krakanie nad sobą  spojrzenia na ptaka. Po czułam jak dostaje gęsiej skórki widząc jak  ptak siada na ramieniu Itachiego .  
- Zbieramy się, oznajmi wypuszczając ptaka. Bez zbędnych pytani ruszyliśmy w drogę.
Uważając aby się nie poślizgnąć biegłam pomiędzy Sasorim a Itachim.  Będąc  zaledwie sto metrów od muru wioski usłyszeliśmy wybuch.  Zaniepokojona spojrzałam  na wioskę. Oby nic poważnego się nikomu nie stało, pomyślałam przyśpieszając. Nie zauważeni przemknęliśmy do Konohy po czym zaczęliśmy przemierzać puste uliczki.
-w lewo! Ze ślizgiem skręciłam w pusty zaułek podbiegając do zamkniętej na kłódkę klapy od piwnicy.
- Odsuń się  wychrypiał czarnowłosy niszcząc  kłódkę.   Wszedł do środka aktywując sharingan.  Wślizgnęłam się za nim, ostrożnie schodząc na dół po schodach. Będąc na dole rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało normalnie, jak każda typowa stara piwnica. Ze znakiem zapytania spojrzałam na ciemnowłosego który widząc moje spojrzenie wskazał palcem  w prawo. Spojrzałam na wskazany obiekt, którym okazała się być studnia...
 Zdezorientowana podeszłam  chwytając za  brzegi pokrywy.  Z całej siły ją podniosłam,  po czym spojrzałam do środka.  Zadowolona zauważyłam metalową drabinę schodzącą w dół, już chciałam wejść  kiedy Itachi chwycił mnie za rękę przecząco kiwając głową. Odsunęłam się dając mu miejsce.
Na dole było ciemno i duszno. Na szczęście po chwili   ciemności rozświetlił blask licznych pochodni. Pomieszczenie w którym się znaleźliśmy  było ogromne. Podeszłam do drewnianych drzwi znajdujących się po drugiej stronie pomieszczenia. Nie czekając chwyciłam za klamkę  i weszłam do środka. 
Za drzwiami wił się długi  korytarz, sięgnęłam do kabury wyciągając mapę.
- Musimy teraz pójść wzdłuż, aż do końca korytarza i otworzyć przedostanie drzwi po lewej,  stwierdziłam uważnie ilustrując mapę. 
-W takim razie ty i Sasori idźcie dalej. Będę pilnować wejścia.  Nie zadowolona zgodziłam się po czym wraz z czerwonowłosym udaliśmy się dalej, będąc na miejscu Sasori za pomocą  chakry przekręcił zamek.  Całe pomieszczenie było wypełnione regałami na których znajdowało się niezliczone ilość zwojów.
-Chyba zajmie nam to więcej czasu niż myśleliśmy, odezwał się niestety musiałam się z nim zgodzić. Szukaj teraz igły w stogu siana pomyślałam załamana.
Sai
Gotowy do walki leciałem w kierunku epicentrum walki. Spłoszeni ludzie uciekali  szukając bezpiecznego miejsca. Zeskoczyłem z ptaka lądując na dachu zniszczonego już budynku. Nie wyglądało to ciekawie, trzech członków akatsuki stało nie daleko zniszczonego muru siejąc spustoszenie wokół siebie. Na ziemi splamionej krwią leżały ciała shinobi jak i cywili. Zniesmaczony  czując smród palących się ciał splunąłem na ziemie,  po czym ruszyłem do walki.  Sięgnąłem po zwój rzucając się na jednego z członków Aka.
Walka była zawzięta, lecz mimo wszystko szala zwycięstwa przechylała się na stronę wrogów. 
-Nie damy im rady kiedy są razem, krzyknąłem w stronę kakashiego który pojawił się przy mnie.
-Musimy ich rozdzielić  stwierdziłem.
- Ale jeśli to zrobimy dojdzie do jeszcze większych zniszczeni, odparł syn białego kła.
- Wioskę się odbuduje ale ludzi raczej nie wskrzesimy Kakashi! Przez dłuższą chwile analizował moje słowa po czym przytaknął.
-Masz rację i mam nawet pomysł.

Sakura
Przeszukując archiwum w trafiłam na wiele ciekawych łupów, myślałam iż znalezienie obciążających dowodów w tej wielkiej kupie papierów jest nie możliwe ale o dziwo jak dotąd szło dziwnie łatwo. Bacznie ilustrowałam zawartość każdego zwoju. Stałam właśnie przy jednym z ostatnich regałów znajdujących się przy ścianie.  Odwracając się niechcący zahaczyłam ramieniem o półkę przez co wszystkie zwoje znajdujące się na niej spadały powodując hałas.  Spojrzałam na Sasoriego, który patrzył na mnie morderczym spojrzeniem.  Czując się jak ostatnia łamaga burknęłam coś pod nosem po czym zaczęłam podnosić z podłogi zwoje.  Biorąc ostatni do ręki rzuciła mi się do oczu szczelina w ścianie. Zostawiłam zwoje i zaczęłam odsuwać regał.
-Co ty wyrabiasz! Słysząc przepełniony jadem głos mojego kompana momentalnie zastygłam. Wzięłam głęboki oddech, zignorowałam go po czym podeszłam bliżej ściany dotykając ją koniuszkami palców. Dotknąwszy szpary z całej siły pociągnęłam zrywając ze ściany tapetę.
-Drzwi? Zaskoczona sięgnęłam po mapę upewniając się czy rzeczywiście coś pominęłam ale nie rzeczywiście owe  pomieszczenie  nie zostało zaznaczone. Niepewnie otworzyłam drzwi powoli wchodząc do pomieszczenia, szukając rękoma jakiegoś włącznika. Napotkawszy palcami  zapaliłam światło rozglądając się po pomieszczeniu. Było to małe pomieszczenie w którym znajdowało się kilka półek ze zawojami. Chwyciłam pierwszy lepszy próbując go otworzyć. Niezadowolona zmarszczyłam brwi.
-zapieczętowane.
-Umiesz je rozpieczętować?
-Być może ale nie mamy czasu by to robić tutaj, stwierdziłam wyciągając z kabury zwój.
- Weźmiemy wszystkie, oznajmiłam rozwijając pergamin. Zaczęłam na nim układać po kolei wszystkie zwoje, po czym  przeszłam do pieczętowania.
Zadowolona wyszłam z pomieszczenia kierując się w stronę korytarza. Będąc już prawie u celu pomieszczeniem czymś wstrząsnęło tracąc równowagę chwyciłam się ściany. Co to do cholery było? 
-Musimy się śpieszyć.  Nie sprzeciwiając się ruszyłam biegiem wzdłuż korytarza. Kiedy z niego wybiegłam zaczęłam błądzić wzrokiem szukając ciemnookiego.
- Gdzie jest Itachi? Zdezorientowana spojrzałam na Sasoriego.
-Poszedł za pewne sprawdzić co ci gamonie znów spieprzyli,  odparł spokojnie mijając mnie szedł w kierunku wyjścia.  Jego słowa spowodowały że moje obawy stały się jeszcze większe. Najszybciej jak tylko mogłam  wspięłam się po drabinie, po czym wybiegłam na ulice w między czasie zarzucając na głowę kaptur.
-Czując powiem gorącego powietrza spojrzałam do góry. Ujrzawszy Itachiego na dachu budynku. Wskoczyłam do góry stając obok niego. Już miałam się go zapytaj co się dzieje, kiedy do moich uszu doszły krzyki i potężny smród. Niepewnie spojrzałam w tamtym kierunku. Przerażona patrzałam na ciemne płomienie Amaterasu zataczające pół okręg. Pochłaniające wszystko co znajdowało się na ich drodze. Przerażenie ustępowało dając miejsce co raz bardziej wzrastającemu gniewu.
-Co ty do cholery robisz! Nie widząc jakiejkolwiek reakcji ze strony Uchihy.  Rozjuszona zamachnęłam się z całej siły uderzając go w żebra, słysząc zgrzyt łamanych kości  skrzywiłam się. Widząc iż płomienie znikają odetchnęłam z ulgą. Chwyciłam za ramię  Itachiego nie zwracając uwagi na jego stan  i zaczęłam biec w kierunku  lasu, po chwili znikając w gęstwinie drzew. Będąc pewna iż oddaliliśmy się wystarczająco daleko puściłam  jego ramię.  Ściskając co chwila dłonie w pięści chodziłam w tą i z powrotem. Serce biło jak oszalałe a w płucach zdecydowanie  brakowało mi powietrza.  Zgięłam się wpół opierając dłonie o kolana.   Paznokcie boleśnie wbijały się w skórę pozostawiając po sobie czerwone ślady z których płynęły staruszki krwi.  Gdy świeża dawka tlenu dotarła do moich płuc po czułam lekką ulgę. Prostując się przetarłam ręką twarz natrafiając na mokre ślady świadczące o  łzach.  Zła ściągnęłam torbę rzucając  nią z całej siły o ziemie. Po leśnej ściółce zaczęły się toczyć porozsypywane zwoje.  Byłam tak zła, tak wściekła a na dodatek taka bezradna w tej chwili. Wszystko to co robiłam i wierzyłam wydawało się jedynie jedną wielką pomyłką.  Dlaczego nie zostałam w  wiosce z przyjaciółmi, tylko jak głupie dziecko zachciałam bawić się w bohatera?  Byłam tak głupia wierząc iż podpisując pakt z diabłem nie przyniesie to za sobą konsekwencji.  Słysząc zbliżającego się czerwonowłosego rzuciłam mu jednie przelotne spojrzenie.  Nie zważając na nich zaczęłam powoli pakować zwoje do torby. Widząc iż jeden się otworzył zajrzałam do niego. Rozwinęłam  go, po czym z niedowierzaniem ilustrowałam pusty pergamin.
-Musimy już ruszać.  Obudzona z letargu zwinęłam pośpiesznie pusty zwój chowając go, po czym bez słowa ruszyłam za nimi.




2 komentarze:

  1. Siemka! Nominowałam Cię do Liebster Award. Szczegóły u mnie : crystal-ninja.blogspot.com

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka świetny blog, czekam więcej :D http://itachisakuralove.blogspot.com/2014/09/rozdzia-xiv.html zapraszam do siebie piszę na bieżąco :) ps też mój pierwszy blog :)

    OdpowiedzUsuń