Z Itachim trenowałam od ranna do wieczora. Dzień w którym mamy się włamać do korzenia zbliżał się nie ubłaganie. Co tydzień wszyscy się zbieraliśmy i omawialiśmy plan. Nie czułam się na to gotowa, mimo tego że Itachi zdążył mnie wielu rzeczy nauczyć. Bardzo się bałam, że coś się nie powiedzie albo Tsunade mi nie nie wybaczy. Nie miałam żadnych wiadomości na temat moich bliskich, tak bardzo chciałabym ich ujrzeć. Listy gończe były dalej wysyłane a drużyny Anbu próbowały mnie wyśledzić, bez skutku. Stałam wycieńczona trzymając w ręce kunai. Patrzałam w kierunku czarnowłosego, który również walczył z nie równym oddechem.
Ruszył w moim kierunku, sparowałam atak a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Staliśmy w bezruchu, a z naszych ust wydobywała się para zimnego powietrza. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku, czułam jak moje ciało trzęsie się z zimna a mięśnie krzyczą z bólu. Nasze twarze dzieliło parę centymetrów, resztkami sił odepchnęłam go i odskoczyłam na pewną odległości składając pieczęcie. On idąc za moim przykładem zaczął składać dobrze mi znaną pieczęć, nim się obejrzałam w moim kierunku zaczęła lecieć wielka kula ognia. Kończąc pieczęcie odpowiedziałam na jego atak wielkim wodnym smokiem. Kiedy dwa żywioły się zetknęły powstała mgła, przez którą ledwo cokolwiek było widać, wykorzystując to stworzyłam klona który zaczął biec w kierunku Itachiego. Zmęczona patrzałam jak mój klon zmaga się z przeciwnikiem. Klęknęłam na jedno kolano opierając się jedną ręką o ziemie. Spojrzałam w kierunku Itachiego w tym samym momencie w którym przebił mojego kolona na wskroś, wykorzystując chwile z ziemi wynurzyły się olbrzymie kłącza mknące w kierunku czarnowłosego. Nie mając siły się podnieść patrzałam jak kłącza próbują go uchwycić. Zwinnie odskoczył i użył katonu.
Nie mam już chakry, pomyślałam. Itachi jakby czytał mi w myślach wyłączył sharingan i ruszył wolnym krokiem w moim kierunku. Opuściłam wzrok na ziemie próbując oddychać normalnie.
Stanął przede mną, nie musiałam ponosić wzroku czułam że patrzy na mnie.
-Wstań.
Nie zareagowałam, dalej wbijałam oczy w brudny roztapiający się już śnieg. Widząc że nie zamierzam się ruszyć zaczął się oddalać w kierunku kryjówki, zrezygnowana opadłam na ziemie. Ciemnooki przystanął i odwróciły się w moją stronę, jednak było mi to w danej chwili obojętne.
-Powinienem cię teraz tutaj zostawić, powiedział chłodno idąc w moją stronę.
- Na zimnym brudnym śniegu, żebyś umarła z zimna albo żebyś miała nauczkę i w końcu dała z siebie więcej,
- Staram się, wychrypiałam siadając.
-Za mało! I ty masz bronić wioski chyba się pomyliłem co do ciebie, rozzłoszczona spojrzałam na niego spod byka.
-Tak ja! Wiem że nie jestem silna ale trenuje z tobą!! Staram się ile mogę. Dzięki tobie zdążyłam już się trochę nauczy, więc nie mów że za mało się staram! Widząc w jego oczach kpinę zapominając o zmęczeniu wystrzeliłam do góry stając na równe nogi.
-To udowodnij to, powiedział wyzywająco. Udowodnij że jesteś warta m......,nie dokończył zaserwowałam mu swojego prawego sierpowego.
-tylko tyle, zapytał drwiąco wcierając usta.
Nie czekając na kolejne zachęty zaczęłam go okładać pięściami. Niestety chwycił i wykręcił mi ręce, po czym wypluł krew na ziemie.
-Tym raczej mnie nie powalisz. Stwierdził szyderczo się uśmiechając.
-Ale tym tak, oznajmiłam wściekła po czym kopnęłam go w jego interes, znieruchomiał a jego uścisk zmalał. Wykorzystując sytuacje wyrwałam się a on upadł trzymając się za swojego przyjaciela.
- lekcje o zagrywkach poniżej pasa możemy już sobie podarować, wychrypiał wstając po woli.
Ignorując jego komentarz ruszyłam szybkim krokiem do pokoju zostawiając go.
godzinę później.............
Stałam przed zaparowanym lustrem w samym ręczniku. Ręką przetarłam powierzchnie lustra, po czym spojrzałam na swoje obrażenia. Od jakiegoś czasu niepokoiła mnie pewna rzeczy. Dotknęłam rany na policzku, która szybko zaczęła się zaklepywać, zostawiając po sobie jedynie różowy ślad. Mimo tego że była świetnych medic-ninja to nie mogłam sprawić że samoistnie moje rany się goiły, a co najważniejsze nie traciłam przy tym automatycznym leczeniu chakry, wręcz przeciwnie. Chakra zaczęła się zacznie szybciej niż wcześniej regenerować. To nie było normalne, nikomu o tym nie powiedziałam bo komu?? W koło mnie znajdywali się sami mordercy, którzy albo by to wykorzystali do jakiś celów, albo by chcieli się mnie pozbyć.
Odrywając wzrok od lustra sięgnęłam do półki po bandaże by ukryć ten fakt, ponieważ powiedzenie że wyleczyłam się za pomocą chakry nie wchodziło w rachubę, w końcu zużyłam całą chakre podczas treningu.
Uchiha nie był głupi.
Szkoda, pomyślałam było by prościej.
Przed wyjściem z łazienki ubrałam się. Itachi stał do mnie tyłem bez koszulki próbując zabandażować ranę na klatce piersiowej, patrząc na jego marne wysiłki pokręciłam z aprobatą głowę i wyrwałam mu bandaż, nie opierał się.
Powoli zaczęłam owijać jego klatkę, próbując zbytnio się nie zbliżać co w sumie wydawało się nie możliwe. Moja twarz prawie dotykała jego klatki, kiedy przekładałam bandaż z jednej ręki do drugiej. Czułam jego ciepło, jego zapach i jego uporczywe spojrzenie, jak najszybciej chciałam od niego uciec albo co gorsza przytulić pokręciłam głową chyba świruje.
-Nie musiałaś tego robić.
Dlaczego nie mógł po prostu podziękować jęknęłam w myślach.
-Ale chciałam,
Odwróciłam się i odłożyłam resztę bandaży na półkę.
-Nie liczę na żadne podziękowania, powiedziałam beznamiętnie.
Przez chwile ilustrował mnie wzrokiem, po czym westchnął. Wyciągnął rękę w moją stronę dotykając mojego zabandażowanego ramienia. Zaskoczona bez zastanowienia chwyciłam go za nadgarstek.
-Co ty robisz? spytałam zdezorientowana
-Chce zobaczyć ranę wydawała się dojść głęboka, a wiem że nie masz jeszcze wystarczająco chakry aby ją uleczyć.
-Nie trzeba, powiedziałam odpychając jego rękę. Moje umiejętność medyczne nie polegają tylko na medycznym Jutsu! warknęłam
Wyminęłam go i ruszyłam w kierunku drzwi.
-Dokąd idziesz?
-Coś zjeść. Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam krętym korytarzem w kierunku kuchni.
Nie patrząc na drogę zaczęłam poprawiać bandaż na nadgarstku, przez co po chwili poczułam jak zderzyłam się z kimś, nie zadowolona spojrzałam na owego osobnika. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to jego dzikie zielone spojrzenie, po czym spojrzałam na jego srebnę włosy.
-Kto ty? zapytałam zdziwiona, nie było to żaden z członków Akatsuki więc co on tu robił??
-Chyba kultura wymaga żeby się najpierw przedstawić a potem pytać, odpowiedział perfidnie ilustrując mnie od dołu do góry.
-Jun Asano powiedział wyciągając w moją stronę rękę.
-Co ty tu robisz? zapytałam ignorując ten gest, wzruszył ramionami zabierając dłoni.
-Ja tylko przyszedłem po zapłatą, powiedział a w jego oczach zaświeciły się iskierki kiedy tylko wspomniał o pieniądzach. Przewróciłam zażenowana oczami, już chciałam go wyminąć kiedy chwycił mnie za ramię. Zagryzłam wargi licząc do trzech, próbując uspokoić dość już i tak zszargane dzisiaj nerwy.
-A ty?
-Co ja ? Zapytałam zdziwiona, na jego twarzy pojawił się grymas irytacji.
-Ja ci się po wyspowiadałem, teraz twoja kolej. Jak się nazywasz? Co tutaj robisz?
- A po co ci to ? Czy ważne jest to jak się nazywam czy co tu robię?
-Cóż jestem informatorem, zbieram różne informacje na różne tematy z tego w końcu żyje, powiedział szczerząc się w moją stronę.
Prychnęłam po czym wyrwałam się i znów ruszyłam ciemnym korytarzem.
-Zaczekaj! krzyknął za mną. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę.
-A może ty potrzebujesz jakiś informacji? zapytał
-Nie mam pieniędzy odpowiedziałam od razu.
-A kto mówi o pieniądzach, odparł podchodząc do mnie
-Co powiesz na to że powiem ci to co chcesz wiedzieć za odpowiedzenie na kilka moich pytani, wiesz taka wymiana informacji, mrugnął zachęcająco
-Dzięki ale nie skorzystam. Warknęłam dając mu znać iż tracę cierpliwość,
-Jak chcesz, jak zmienisz zdanie przyjdź powiedział wręczając mi kartkę z adresem i odszedł.
Po chwili schowałam kartkę i dalej ruszyłam w kierunku kuchni.
Tak jak zawsze w jadalnie znajdowało się kilku członków. Próbując nie zwracać na nich uwagi weszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Po zrobieniu kanapek ruszyłam w stronę wyjścia co mi nie umożliwił pewien blondyn stojąc w drzwiach.
-Ktoś widzę zrobił się głodny, Zazgrzytałam niebezpiecznie zębami. No pięknie kolejny idiota, pomyślałam porządnie wkurzona.
-Możesz się przesunąć blokujesz przejście.
-A ty co taka dzisiaj nie w sosie? Zapytał dając mi przejść.
-Nie twój interes! Już wychodziłam z jadalni, kiedy chwycił mnie za ramie.
-Oh! Czyżby Uchiha cię już wytresował?! Zapytał opryskliwie,
-Co?
-To co słyszałaś, warknął wyrwałam się i spojrzałam na niego zła
-Po primo nie jestem psem żeby mnie trenować, secundo może nie chce mi się tracić czasu z takimi idiotami jak ty!
-No ciekawe skąd ta zmiana?
-Przestań, syknęłam chwytając się za głowę. Nie mam ochoty się z tobą kłócić.
-To ty zaczęłaś ja chciałem tylko z tobą pogadać. Spokojnie Sakura pomyślałam to tylko kolejny idiota.
-OK! Dobra moja wina, stwierdziłam odpuszczając
Przez chwile zastanawiałam się czy mam pójść czy zostać. Itachi kazał nie zadawać się z innymi członkami, z koleji jeślibym teraz zignorowała Deidare to by było tak jak powiedział. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego.
-Wiesz co? powiedziałam uśmiechając się w jego stronę. Spojrzał na mnie ze znakiem zapytania.
-Jest tu strasznie nudno. Ostatnio mówiłeś że zafundujesz mi tu jakieś atrakcje, więc jestem skora przyjąć twoją propozycje o ile jest jeszcze aktualna.
-W takim razem za mną odparł ze entuzjazmem
Opuściliśmy pomieszczenie, po czym zaczeliśmy iść korytarzem.
-Co będziemy robić? zapytałam ciekawa
-Dowiesz się jak będziemy na miejscu, oznajmił naburmuszona przewróciłam oczami co niebieskooki skomentował śmiechem. Po paru minutach znaleźliśmy się na dworze czując chłód zbliżającej się nocy zaczęłam pocierać marznące ręce. Spojrzałam zdziwiona na niebieskookiego, który zaczął ściągać płaszcz po czym narzucił go na mnie.
-Dzięki, burknęłam speszona
-Stój tu, nakazał w ciszy patrzałam na blondyna który po chwili stworzył wielkiego glinianego ptaka.
-Rozumiem że mam na niego wejść, odezwałam się wskazując na ptaka.
Przy pomocy blondyna weszłam na górę a po chwili byliśmy już w powietrzu. Mój wzrok krążył wokół lasu który rozpościerał się pod nami, lecz po chwili swój wzrok przeniosłam na niebo na którym można było zobaczyć ostatnie promienie światła słonecznego.
-Nie będziemy mieć problemów? Przecież może ktoś nas zobaczyć.
-Dopiero teraz się tym przejmujesz? zapytał rozbawiony,
- nie masz co się przejmować słonice zachodzi więc nikt nie powinien nas zobaczyć.
Niezbyt przekonana dalej podziwiałam piękny krajobraz, który mnie otaczał.
-dzięki
-Za co? zapytał zaskoczony blondyn
-że mnie od tego oderwałeś, oznajmiłam nie odrywając wzrok od krajobrazu.
-Czyżby Uchiha aż tak cię męczył? Zapytał rozbawiony
-No tak męczy mnie ale nie o oto mi chodziło. odpowiedziałam rozbawiona
-A o co ?
-Powiedzmy że dawno se nie zrobiłam luźnego dnia. W kółko tylko knucie, intrygi, konfrontacje czasami mam tego wszystkiego dość.
-Więc czemu nie dasz sobie spokoju z tym wszystkim? Zapytał poważnie siadając obok mnie,
-Po prostu nie mogę oznajmiłam z westchnieniem
-Wiesz co? nie rozumiem dlaczego się tak poświęcasz czemu nie żyjesz własnym życiem?
- Nie pytaj mnie czemu, bo sama nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu to czuje że muszę to zrobić, każdy obiera sobie jakiś cel do którego dążą bez warunkowo.
- I co? Twoim jedynym celem jest pozbycie się Danzo? A jak się go pozbędziesz to co dalej? Wrócisz do wioski i będziesz czekać na na starość aby umrze.
- Będę robić to co każdy shinobi, znów zaczne wykonywać swoje obowiązki.
-Ale zdajesz sobie sprawę że nie będzie już tak jak kiedyś? Chodziarz wyjdzie na jaw prawda to i tak nigdy ci do końca nie wybaczą to piętno zostanie ci na zawsze mimo wszystko.
Przez jakiś czas lecieliśmy w ciszy a niebo zaczynało robić się coraz ciemniejsze.
-Uważaj będziemy za chwile lądować usłyszałam nad uchem, bez chwili namysłu chwyciłam się mocniej ptaka, po czym zaczęliśmy lecieć w dół lądując na dużym klifie.
-Czemu wylądowaliśmy? Zapytałam stając obok niego, co chwila słychać było głośne uderzenia wody o blok skalny.
-Spójrz oznajmił wskazując palcem w dół klifu. Spojrzeć w dół natrafiając na piękny widok. Wielki księżyc odbijał się w tafli wody a w tle latało wiele pięknych świecący świetlików.
-I co sądzisz? Zapytał cicho uśmiechając się do mnie ciepło.
-że jest wspaniale. odpowiedziałam nie mogąc odwrócić wzroku.
*chrzęst*
W mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Zaniepokojona spojrzałam na Deidare.
-Załóż kaptur, poinstruował mnie po czym odwrócił się w kierunku lasu,
- Mamy towarzystwo, stwierdził niezadowolony
-Trzy osoby dwie silne chakry trzecia średnia co robimy? Wyjąkałam czując jak ogarnia mnie panika, zacisnęłam pięść próbując się uspokoić.
-Kuso! Ja odwrócę ich uwagę a ty biegnij do kryjówki. Pamiętaj że nikt nie może cię zobaczyć. Chwyciłam za kaptur i szczelnie zakryłam twarz, po czym zaczęliśmy wyczekiwać gości, którzy po za ledwie minucie wyłonili się zza drzew.
Taka, cholera pomyślałam zaniepokojona jeśli oni tu są to...
Spojrzałam na Deidare czekając na jakiś znak.
Blondyn ruszył kilka kroków do przodu przekazując sekretnie gestem ręki abym ruszyła co z przyjemnością zrobię. Korzystając z tego że jest ciemno przebiegłam niezauważenie koło nich i ruszyłam w kierunku Akastuki. Niestety podczas mojej ucieczki stało się to czego się najbardziej obawiałam.
-Stój! usłyszałam złowrogi głos starego przyjaciela. Jak opętana zaczęłam mknąć przed siebie. Biegłam najszybciej jak tylko mogłam, nie wiem ile biegłam ale dalej słyszałam go za sobą, nie miałam pojęcia jak go zgubić. Zaczęłam biec w lewo, odwróciłam się za siebie co było błędem, po chwili poczułam jak mocno ściska mnie za gardło przybijając do najbliższego drzewa. Przerażona spojrzałam na niego co i on uczynił. poczułam jak mocnym szarpnięciem ściąga mi kaptur.
-Sakura? Zszokowany patrzał na mnie swoimi czarnymi tęczówkami, przez chwile patrzeliśmy na siebie nie wiedząc co zrobić.
-co ty tu... urwał po czym upadł na ziemie nie przytomny zaskoczona spojrzałam przez siebie.
-Itachi wypowiedziałam jego imię przerażona ale widząc jego wściekłe spojrzenie umilkłam.
W pakowałam się w niezłe gówno...
-Nic nie mów rozkazał aktywując sharingana wycisz chakre i nie próbuj robić hałasu.
-Co z Deidarą? Zapytałam chwytając go za ramie.
-Martw się o siebie, lepiej żebyśmy z tond poszli, póki mój mały głupiutki braciszek jest nie przytomny,
Miał racje ale to moja wina nie powinnam zostawiać blondyna, ale nie mogę też zapomnieć o tym po co tu jestem. W ogóle nie powinnam zawierać z nikim żadnych wieź, więc czemu to robię? Powoduje to same problemy. Wyciszyłam chakre po czym ruszyliśmy.
Po cichu wślizgnęliśmy się do Akasuki udając się prosto do pokoju
-Nie pójdziemy powiadomić Peina? zapytałam będąc na miejscu
-Jeśli chcesz żyć zostaniesz tu i będziesz udawać że nic się nie stało.
-Jak? Jak mam udawać że nic się nie stało? To kwestia czasu aż wszytko wyjdzie na jaw, odezwałam się histerycznym głosem. Twój braciszek nie jest już tym bezbronnym chłopczykiem co kiedyś, oznajmiłam cicho patrząc na niego.
-Deidara nie wróci cały i zdrowy jeśli w ogóle wróci. Odwróciłam się siadając na łóżko. Pein szybko się zorientuje że coś się stało.
- Jeśli Deidara wróci to nie powie prawdy, byłoby to dla niego niekorzystne.
- A jeśli nie?wykrztusiłam
-Jeśli nie to tym lepiej, krzyżowaliśmy nasze spojrzenia a w moim gardle stanęła wielka gula. Zerwałam się z łóżka i weszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Zaczęłam zrywać bezużyteczne bandaże, po czym oparłam głowę o brzeg umywalki.
Zamknęłam oczy, po czym zrobiłam trzy głębokie wdechy.
Jeszcze tylko 10 dni, pomyślałam w duchu dam rade. Muszę zdobyć tylko te papiery potem może się dziać co chce. Odkręciłam wodę po czym opłukałam twarz. Starając się już o tym nie myśleć wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Mój wzrok powędrował w stronę ciemnookiego, który siedział jak gdyby nic na fotelu czytając książkę, przy świetle lampy naftowej.
Na chwile oderwał swój wzrok od książki i spojrzał na mnie.
-Przeszkadza ci światło, zapytał zamykając książkę.
-Nie, zaprzeczyłam oddając się objęcia Morfeusza.