niedziela, 9 lutego 2014

rozdział 8



Z  Itachim trenowałam od ranna do wieczora. Dzień w którym mamy się włamać do korzenia zbliżał się nie ubłaganie. Co tydzień wszyscy się zbieraliśmy i omawialiśmy plan. Nie czułam się na to gotowa, mimo tego że Itachi zdążył mnie wielu rzeczy nauczyć. Bardzo się bałam, że coś się nie powiedzie albo Tsunade mi nie nie wybaczy. Nie miałam żadnych wiadomości na temat moich bliskich, tak bardzo chciałabym ich ujrzeć. Listy gończe były dalej wysyłane a drużyny Anbu  próbowały mnie wyśledzić, bez skutku. Stałam wycieńczona trzymając w ręce kunai. Patrzałam w kierunku czarnowłosego, który również walczył z nie równym oddechem.
Ruszył w moim kierunku, sparowałam atak a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Staliśmy w bezruchu, a z naszych ust wydobywała się para zimnego powietrza. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku, czułam jak moje ciało trzęsie się z zimna a mięśnie krzyczą z bólu.  Nasze twarze dzieliło parę centymetrów, resztkami sił odepchnęłam go i odskoczyłam na pewną odległości składając pieczęcie. On idąc za moim przykładem zaczął składać dobrze mi znaną pieczęć, nim się obejrzałam w moim kierunku zaczęła lecieć wielka kula ognia. Kończąc pieczęcie odpowiedziałam na jego atak wielkim wodnym smokiem. Kiedy dwa żywioły się zetknęły powstała mgła, przez którą ledwo cokolwiek było widać, wykorzystując to stworzyłam klona który zaczął biec w kierunku Itachiego. Zmęczona  patrzałam jak mój klon zmaga się z przeciwnikiem. Klęknęłam na jedno kolano opierając się jedną ręką o ziemie. Spojrzałam w kierunku Itachiego w tym samym momencie w którym  przebił mojego kolona na wskroś, wykorzystując chwile z ziemi wynurzyły się olbrzymie kłącza mknące w kierunku czarnowłosego. Nie mając siły się podnieść patrzałam jak kłącza próbują  go uchwycić.  Zwinnie odskoczył  i użył katonu.
Nie mam już chakry, pomyślałam. Itachi  jakby czytał mi w myślach wyłączył sharingan i ruszył wolnym krokiem w moim kierunku. Opuściłam wzrok na ziemie próbując oddychać normalnie.
Stanął przede mną,  nie musiałam ponosić wzroku czułam że patrzy na mnie.
-Wstań.
Nie zareagowałam, dalej wbijałam oczy w brudny  roztapiający się już śnieg. Widząc że nie zamierzam się ruszyć zaczął się oddalać w kierunku kryjówki, zrezygnowana opadłam na ziemie. Ciemnooki przystanął i odwróciły się w moją stronę, jednak było mi to w danej chwili obojętne.
-Powinienem cię teraz tutaj zostawić, powiedział chłodno idąc w moją stronę.
- Na zimnym brudnym śniegu, żebyś umarła z zimna albo żebyś miała nauczkę i w końcu dała z siebie więcej,
- Staram się, wychrypiałam siadając.
-Za mało! I ty masz bronić wioski chyba się pomyliłem co do ciebie, rozzłoszczona spojrzałam na niego spod byka.
-Tak ja! Wiem że nie jestem silna ale trenuje z tobą!! Staram się ile mogę. Dzięki tobie  zdążyłam już się trochę nauczy, więc nie mów że za mało się staram! Widząc w jego oczach kpinę zapominając o zmęczeniu wystrzeliłam do góry stając na równe nogi.
-To udowodnij to, powiedział wyzywająco. Udowodnij że jesteś warta m......,nie dokończył zaserwowałam mu swojego prawego sierpowego.
-tylko tyle, zapytał drwiąco wcierając usta.
Nie czekając na kolejne zachęty zaczęłam go okładać pięściami. Niestety chwycił  i wykręcił mi ręce, po czym wypluł krew na ziemie.
-Tym raczej mnie nie powalisz. Stwierdził szyderczo się uśmiechając.
-Ale tym tak, oznajmiłam wściekła po czym kopnęłam go w jego interes, znieruchomiał a jego uścisk zmalał. Wykorzystując sytuacje wyrwałam się  a on upadł trzymając się za swojego przyjaciela.
- lekcje o zagrywkach poniżej pasa możemy już sobie podarować, wychrypiał wstając po woli.
Ignorując jego komentarz  ruszyłam szybkim krokiem do pokoju zostawiając go.
godzinę później.............
Stałam przed zaparowanym lustrem  w samym ręczniku. Ręką przetarłam powierzchnie lustra, po czym spojrzałam na swoje obrażenia. Od jakiegoś czasu niepokoiła mnie pewna rzeczy. Dotknęłam rany na policzku, która szybko zaczęła się zaklepywać, zostawiając po sobie jedynie różowy ślad. Mimo tego że była świetnych medic-ninja to nie mogłam sprawić że samoistnie moje rany się  goiły, a co najważniejsze nie traciłam przy tym automatycznym  leczeniu chakry, wręcz przeciwnie. Chakra zaczęła  się  zacznie szybciej niż wcześniej  regenerować. To nie było normalne, nikomu o tym nie powiedziałam bo komu?? W koło mnie znajdywali się sami mordercy, którzy albo by to wykorzystali do jakiś celów, albo by chcieli się mnie pozbyć.
Odrywając wzrok od lustra sięgnęłam do półki po bandaże by ukryć ten fakt, ponieważ powiedzenie że wyleczyłam się za pomocą chakry nie wchodziło w rachubę, w końcu  zużyłam całą chakre podczas treningu.
Uchiha nie był głupi.
Szkoda, pomyślałam było by prościej.
Przed wyjściem z łazienki ubrałam się. Itachi stał do mnie tyłem bez koszulki próbując zabandażować ranę na klatce piersiowej, patrząc  na jego marne wysiłki  pokręciłam z aprobatą głowę  i wyrwałam mu bandaż,  nie opierał się.
Powoli zaczęłam owijać  jego klatkę,  próbując zbytnio się nie zbliżać co w sumie wydawało się nie możliwe. Moja twarz prawie dotykała jego klatki, kiedy przekładałam bandaż z jednej ręki do drugiej. Czułam jego ciepło, jego zapach i jego uporczywe spojrzenie, jak najszybciej chciałam  od niego uciec albo co gorsza przytulić pokręciłam głową chyba świruje.
-Nie musiałaś tego robić. 
Dlaczego nie mógł po prostu podziękować jęknęłam w myślach.
-Ale chciałam,
Odwróciłam się i odłożyłam resztę bandaży na półkę.
-Nie liczę na żadne podziękowania, powiedziałam beznamiętnie.
Przez chwile ilustrował mnie wzrokiem,  po czym westchnął. Wyciągnął rękę w moją stronę dotykając mojego zabandażowanego ramienia. Zaskoczona bez zastanowienia chwyciłam go za nadgarstek.
-Co ty robisz? spytałam zdezorientowana
-Chce zobaczyć ranę wydawała się dojść głęboka, a wiem że nie masz jeszcze wystarczająco chakry aby ją uleczyć.
-Nie trzeba, powiedziałam odpychając jego rękę. Moje umiejętność medyczne nie polegają tylko na medycznym Jutsu! warknęłam
Wyminęłam go i ruszyłam w kierunku drzwi.
-Dokąd idziesz?
-Coś zjeść. Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam krętym korytarzem w kierunku kuchni.
Nie patrząc na drogę zaczęłam poprawiać bandaż na nadgarstku, przez co po chwili poczułam jak zderzyłam się z kimś, nie zadowolona spojrzałam na owego osobnika. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to jego dzikie zielone spojrzenie, po czym spojrzałam na jego srebnę włosy.
-Kto ty? zapytałam zdziwiona, nie było to żaden z członków Akatsuki więc co on tu robił??
-Chyba kultura wymaga  żeby się najpierw przedstawić a potem pytać, odpowiedział perfidnie ilustrując mnie od dołu do góry. 
-Jun Asano powiedział wyciągając w moją stronę rękę.
-Co ty tu robisz? zapytałam ignorując ten gest, wzruszył ramionami zabierając dłoni.
-Ja tylko  przyszedłem po zapłatą, powiedział a w jego oczach zaświeciły się iskierki kiedy tylko wspomniał o pieniądzach. Przewróciłam zażenowana oczami, już chciałam go wyminąć kiedy chwycił mnie za ramię. Zagryzłam wargi licząc do trzech, próbując uspokoić dość już i tak zszargane dzisiaj nerwy.
-A ty?
-Co ja ? Zapytałam zdziwiona, na jego twarzy pojawił się grymas irytacji.
-Ja ci się po wyspowiadałem, teraz twoja kolej. Jak się nazywasz? Co tutaj robisz?
- A po co ci to ? Czy ważne jest to jak się nazywam czy co tu robię?
-Cóż jestem informatorem, zbieram różne informacje na różne tematy z tego w końcu żyje, powiedział szczerząc się w moją stronę.
Prychnęłam po czym wyrwałam się i znów ruszyłam ciemnym korytarzem.
-Zaczekaj! krzyknął za mną. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę.
-A może ty potrzebujesz jakiś informacji? zapytał
-Nie mam pieniędzy odpowiedziałam od razu.
-A kto mówi o pieniądzach, odparł podchodząc do mnie
-Co powiesz na to że powiem ci to co chcesz wiedzieć za odpowiedzenie na kilka moich pytani, wiesz taka wymiana informacji, mrugnął zachęcająco 
-Dzięki ale nie skorzystam. Warknęłam dając mu znać iż tracę cierpliwość,
-Jak chcesz, jak zmienisz zdanie przyjdź powiedział wręczając mi  kartkę z adresem i odszedł.
Po chwili schowałam kartkę i dalej ruszyłam w kierunku kuchni.
Tak jak zawsze w jadalnie znajdowało się kilku członków. Próbując nie zwracać na nich uwagi weszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Po zrobieniu kanapek ruszyłam w stronę wyjścia co mi nie umożliwił pewien blondyn stojąc w drzwiach.
-Ktoś widzę zrobił się głodny, Zazgrzytałam niebezpiecznie zębami. No pięknie kolejny idiota, pomyślałam porządnie wkurzona.
-Możesz się przesunąć blokujesz przejście.
-A ty co taka dzisiaj nie w sosie? Zapytał dając mi przejść.
-Nie twój interes! Już wychodziłam z jadalni, kiedy chwycił mnie za ramie.
-Oh! Czyżby Uchiha cię już wytresował?! Zapytał opryskliwie,
-Co?
-To co słyszałaś, warknął wyrwałam się i spojrzałam na niego zła
-Po primo nie jestem psem żeby mnie trenować, secundo może nie chce mi się tracić czasu z takimi idiotami jak ty!
-No ciekawe skąd ta zmiana?
-Przestań, syknęłam chwytając się za głowę. Nie mam ochoty się z tobą kłócić.
-To ty zaczęłaś ja chciałem tylko z tobą pogadać. Spokojnie Sakura pomyślałam to tylko kolejny idiota.
-OK! Dobra moja wina, stwierdziłam odpuszczając 
Przez chwile zastanawiałam się czy mam pójść czy zostać. Itachi  kazał nie zadawać się z innymi członkami, z koleji jeślibym teraz zignorowała Deidare to by było tak jak powiedział.  Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego.
-Wiesz co? powiedziałam uśmiechając się w jego stronę. Spojrzał na mnie ze znakiem zapytania.
-Jest tu strasznie nudno. Ostatnio mówiłeś że zafundujesz mi tu jakieś atrakcje, więc jestem skora przyjąć twoją propozycje o ile jest jeszcze aktualna. 
-W takim razem za mną odparł ze entuzjazmem
Opuściliśmy pomieszczenie, po czym zaczeliśmy iść korytarzem.
-Co będziemy robić? zapytałam ciekawa
-Dowiesz się jak będziemy na miejscu, oznajmił naburmuszona przewróciłam oczami co niebieskooki skomentował śmiechem. Po paru minutach znaleźliśmy się  na dworze czując chłód zbliżającej się nocy zaczęłam pocierać marznące ręce. Spojrzałam zdziwiona na niebieskookiego, który zaczął ściągać płaszcz po czym narzucił go na mnie.
-Dzięki, burknęłam speszona
-Stój tu, nakazał w ciszy patrzałam na blondyna który po chwili stworzył wielkiego glinianego ptaka.
-Rozumiem że mam na niego wejść, odezwałam się wskazując na ptaka.
Przy pomocy blondyna weszłam na górę a po chwili byliśmy już w powietrzu. Mój wzrok krążył wokół lasu który rozpościerał się pod nami, lecz po chwili swój wzrok przeniosłam na niebo na którym można było zobaczyć ostatnie promienie światła słonecznego.
-Nie będziemy mieć problemów? Przecież może ktoś nas zobaczyć.
-Dopiero teraz się tym przejmujesz? zapytał rozbawiony,
- nie masz co się przejmować słonice zachodzi więc nikt nie powinien nas zobaczyć.
Niezbyt przekonana dalej podziwiałam piękny krajobraz, który mnie otaczał.
-dzięki
-Za co? zapytał zaskoczony blondyn
-że mnie od tego oderwałeś, oznajmiłam nie odrywając wzrok od krajobrazu.
-Czyżby Uchiha aż tak cię męczył? Zapytał rozbawiony
-No tak męczy mnie ale nie o oto mi chodziło. odpowiedziałam rozbawiona
-A o co ? 
-Powiedzmy że dawno se nie zrobiłam luźnego dnia. W kółko tylko knucie, intrygi, konfrontacje czasami mam tego wszystkiego dość.
-Więc czemu nie dasz sobie spokoju z tym wszystkim? Zapytał poważnie siadając obok mnie,
-Po prostu nie mogę oznajmiłam z westchnieniem
-Wiesz co? nie rozumiem dlaczego się tak poświęcasz czemu nie żyjesz własnym życiem? 
- Nie pytaj mnie czemu, bo sama nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu to czuje że muszę to zrobić, każdy obiera sobie jakiś cel do którego dążą bez warunkowo.
- I co? Twoim jedynym celem jest pozbycie się Danzo? A jak się go pozbędziesz to co dalej? Wrócisz do wioski i będziesz czekać na na starość aby umrze.
- Będę robić to co każdy shinobi, znów zaczne wykonywać swoje obowiązki.
-Ale zdajesz sobie sprawę że nie będzie już tak jak kiedyś? Chodziarz wyjdzie na jaw prawda to i tak nigdy ci do końca nie wybaczą to piętno zostanie ci na zawsze mimo wszystko.
Przez  jakiś czas lecieliśmy w ciszy a niebo zaczynało robić się coraz ciemniejsze.
-Uważaj będziemy za chwile lądować usłyszałam nad uchem, bez chwili namysłu chwyciłam się mocniej ptaka, po czym zaczęliśmy lecieć w dół lądując na  dużym klifie.
-Czemu wylądowaliśmy? Zapytałam stając obok niego, co chwila słychać było głośne uderzenia wody o blok skalny. 
-Spójrz oznajmił wskazując palcem w dół klifu.  Spojrzeć w dół natrafiając na piękny widok. Wielki księżyc odbijał się w tafli wody a w tle latało wiele pięknych świecący świetlików.
-I co sądzisz? Zapytał cicho uśmiechając się do mnie ciepło.
-że jest wspaniale. odpowiedziałam nie mogąc odwrócić wzroku. 
*chrzęst*
W mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Zaniepokojona spojrzałam na Deidare.
-Załóż kaptur, poinstruował mnie po czym odwrócił się w kierunku lasu,
- Mamy towarzystwo, stwierdził niezadowolony
-Trzy osoby dwie silne chakry trzecia średnia co robimy? Wyjąkałam czując jak ogarnia mnie panika, zacisnęłam pięść próbując się uspokoić.
-Kuso! Ja odwrócę ich uwagę a ty biegnij do kryjówki. Pamiętaj że nikt nie może cię zobaczyć. Chwyciłam za kaptur i szczelnie zakryłam twarz, po czym zaczęliśmy wyczekiwać gości, którzy po za ledwie minucie wyłonili się zza drzew. 
Taka, cholera pomyślałam zaniepokojona jeśli oni tu są to...
Spojrzałam na Deidare czekając na jakiś znak.
Blondyn ruszył kilka kroków do przodu przekazując sekretnie gestem ręki abym ruszyła co z przyjemnością zrobię. Korzystając z tego że jest ciemno przebiegłam niezauważenie koło nich i ruszyłam w kierunku Akastuki. Niestety podczas mojej ucieczki stało się to czego się najbardziej obawiałam.
-Stój! usłyszałam złowrogi głos starego przyjaciela. Jak opętana zaczęłam mknąć przed siebie. Biegłam najszybciej jak tylko mogłam, nie wiem ile biegłam ale dalej słyszałam go za sobą, nie miałam pojęcia jak go zgubić. Zaczęłam biec w lewo, odwróciłam się za siebie co było błędem,  po chwili poczułam jak mocno ściska mnie za gardło przybijając do najbliższego drzewa. Przerażona spojrzałam na niego co i on uczynił. poczułam jak mocnym szarpnięciem ściąga mi kaptur.
-Sakura? Zszokowany patrzał na mnie swoimi czarnymi tęczówkami, przez chwile patrzeliśmy na siebie nie wiedząc co zrobić.
-co ty tu... urwał po czym upadł na ziemie nie przytomny zaskoczona spojrzałam przez siebie.
-Itachi wypowiedziałam jego imię przerażona ale widząc jego wściekłe spojrzenie umilkłam.
W pakowałam się w niezłe gówno...
-Nic nie mów rozkazał aktywując sharingana wycisz chakre i nie próbuj robić hałasu. 
-Co z Deidarą? Zapytałam chwytając go za ramie. 
-Martw się o siebie, lepiej żebyśmy z tond poszli, póki mój mały głupiutki braciszek jest nie przytomny,
Miał racje ale to moja wina nie powinnam zostawiać blondyna, ale nie mogę też zapomnieć o tym po co tu jestem. W ogóle nie powinnam zawierać z nikim żadnych wieź,  więc czemu to robię?  Powoduje to same problemy. Wyciszyłam chakre po czym ruszyliśmy.
Po cichu wślizgnęliśmy się do Akasuki udając się prosto do pokoju
-Nie pójdziemy powiadomić Peina? zapytałam będąc na miejscu
-Jeśli chcesz żyć zostaniesz tu i będziesz udawać że nic się nie stało. 
-Jak? Jak mam udawać że nic się nie stało? To kwestia czasu aż wszytko wyjdzie na jaw, odezwałam się histerycznym głosem. Twój braciszek nie jest już tym bezbronnym chłopczykiem co kiedyś, oznajmiłam cicho patrząc na niego.
-Deidara nie wróci cały i zdrowy jeśli w ogóle wróci. Odwróciłam się siadając na łóżko. Pein szybko się zorientuje że coś się stało.
- Jeśli Deidara wróci to nie powie prawdy, byłoby to dla niego niekorzystne.
- A jeśli nie?wykrztusiłam 
-Jeśli nie to tym lepiej, krzyżowaliśmy nasze spojrzenia a w moim gardle stanęła wielka gula. Zerwałam się z łóżka i weszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Zaczęłam zrywać bezużyteczne bandaże, po czym oparłam głowę o brzeg umywalki.
Zamknęłam oczy, po czym zrobiłam trzy głębokie wdechy.
Jeszcze tylko 10 dni, pomyślałam w duchu dam rade. Muszę zdobyć tylko te papiery potem może się dziać co chce. Odkręciłam wodę po czym opłukałam twarz. Starając się już o tym nie myśleć wróciłam do pokoju i  położyłam się na łóżku. Mój wzrok powędrował w stronę ciemnookiego, który siedział jak gdyby nic na fotelu czytając książkę, przy świetle lampy naftowej.
Na chwile oderwał swój wzrok od książki i spojrzał na mnie.
-Przeszkadza ci światło, zapytał zamykając książkę.
-Nie, zaprzeczyłam oddając się objęcia Morfeusza.

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 2


Poranek nie zaliczał się do najpiękniejszych. Gotowa do drogi stałam we framudze drzwi, patrząc jak krople  deszczu uderzają o moją wyciągniętą  dłoni. Patrzałam jak krystaliczne krople spływają po mojej ręce pozostawiając po sobie mokre ślady. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, po czym ruszyłam na umówione miejsce spotkania.
Stanęłam w miejscu a deszcz zwiększył swą siłę. Czekałam może z minute może mniej, kiedy otoczyła mnie moja drużyna z już nałożonymi maskami, nie zwlekając założyłam swoją.
 -Kapitanie gdzie udajemy się najpierw? Zapytała się Yumii jedna z moich podwładnych.
-To łatwa misja nie powinna nam sprawić kłopotów, myślę że powinniśmy się rozdzielić. Jedna grupa pójdzie do pisaku, druga do chmur.
-Piąta nie byłaby zadowolona, powinniśmy...  
-Ja tu decyduje Bin! Odezwałam się ostro do chłopaka w masce w kształcie niedźwiedzia.
-I ja wezmę za to odpowiedzialności jeśli coś się wydarzy, dodałam już spokojniej. Nie usłyszawszy sprzeciwów kontynuowałam.
-Bin ,Yumii, Kenta wy idziecie do pisaku tu macie zwój, podeszłam do nich podając Yumii zwój.
-Za to Riku, Hiro i ja ruszamy do chmury, spotkamy się w tym miejscu punkt 11 za pięć dni zrozumiano?
-Tak jest ! Zadowolona rozejrzałam się po drużynie
-W takim razie życzę powodzenia, rzekłam uśmiechając się pod maską. Razem z moją grupą ruszyliśmy na wschód, na przodzie biegł Riku za nim ja i Hiro.
- W takim tempie powinniśmy dobiec za jakieś dwa dni, jeśli nie będziemy się zatrzymywać, stwierdziłam obserwując bacznie teren.
-O ile nikt nam nie przeszkodzi, dodał swoje trzy grosze Riku przewróciłam oczami przyśpieszając. Misja przebiegała spokojnie  co mnie cieszyło, bez odpoczynku biegliśmy całą noc i pół dnia. Mimo zmęczenia biegliśmy dalej, aż dobiegliśmy do bramy wioski. Przy bramie zatrzymała nas dwójka strażników. Po sprawdzeniu naszych dokumentów wpuścili nas do wioski.
-To jak teraz szefowo idziemy przekazać swój i wracamy, czy zostajemy na  jedną noc? Zamyśliłam się na chwilę.
-Bez sensu było by od razu wracać Riku. Dobiec na miejsce spotkania z resztą grupy zajmie nam nie całe 2 dni a mamy 3 dni do spotkania,więc nie ma potrzeby się śpieszyć. Hiro poszukasz jakiegoś taniego motelu, a ty Riku pójdziesz ze mną przekazać zwój.
Wraz z Riku ruszyliśmy do siedziby Raikage. Po przekazaniu zwoju ruszyliśmy do miejsca w którym rozstaliśmy się z Hiro, który już czekał na nas z nie cierpliwością podrzucając w dłoni klucze. 
-Dłużej nie można było, zapytał nie kryjąc poirytowania. Mając w głębokim poważaniu jego słowa, podeszłam do niego i zabrałam jeden z kluczy, po czym wszyscy udaliśmy się w kierunku hotelu.
Hotel nie należał do pięciogwiazdkowych, ale zapewniał podstawowe potrzeby co mi wystarczało.
Będąc już w swoim pokoju rzuciłam plecak na podłogę po czym upadłam zmęczona na łóżko.
Był już wieczór a mi nie chciało się spać, więc postanowiłam się przejść po wiosce.
Wioska jak wioska nie różniła się zbytnio od innych. Przechadzałam się po miejscowym straganie szukając jakieś rzeczy która by przyciągnęła moją uwagę. Dochodząc do końca straganów postanowiłam skręcić w wąską uliczkę. Zauważyłam nad swoją głową neon z nazwą obskurnego baru, postanowiłam wstąpić by  napić się   dwóch lub trzech kolejek. Od razu po przekroczeniu uderzył we mnie odór tego miejsca. Smród dymu tytoniowego i odoru taniego alkoholu aż szczypał w oczy. Nie zwracając na siebie uwagi usiadłam przy stoliku mało rzucającym się w oczy. Po jakiś paru minutach podszedł do mnie średniego wzrostu mężczyzna w żółtym i podziurawionym z powodu upływu lat fartuchu. Nie wyglądał  na  przyjaznego, ogolona głowa, wystający brzuch i żółte zepsute zęby. Jak najszybciej wysłałam go po 3 kieliszki wódki i szklankę soku pomarańczowego, który miał mi służyć za zapojkę. Czekając na swoje zamówienie rozejrzałam się po tej melinie. Często zdarzało mi się przychodzić w takie miejsca i to głównie w poszukiwaniu informacji, które były mi potrzebne do wykonania misji. W takich miejscach łatwo było zdobyć różne informacje, może dlatego jeszcze nie pozbyto się ich mimo licznych gwałtów, pobić czy morderstw no i oczywiści nielegalnych handlów bronią lub narkotyków. Przede mną pojawiły się trzy kieliszki z przezroczystym płynem i szklanka soku. Chwyciłam za pierwszy z brzegu kieliszek połykając szybko całą jego zawartość, po czym sięgnęłam po sok. Chwytając za kolejny jeszcze raz rozejrzałam się po barze a swój wzrok zatrzymałam na dwójce osób wchodzących do baru. Nie byłam w stanie stwierdzić płci danych osób z powodu ciemnych, długich płaszczy, które skutecznie chroniły tożsamość owych osobników. Nie zawracając sobie już nimi głowy chwyciłam za ostatni kieliszek popijając go resztką soku, po czym wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Lekko przyćmiona alkoholem ruszyłam w stronę wyjścia z uliczki. Przeszłam może  trzy, cztery metry kiedy poczułam mocne uderzenie w kark, po tym była już tylko ciemność.  




środa, 5 lutego 2014

Rozdział 10

Zniecierpliwiona stałam pod dużym głazem czekając na dalsze polecenia, zerkając co chwila na zegarek. Widząc jak po raz kolejny wskazówka zegarka zatacza koło odwróciłam się do swoich towarzyszy pokazując im swoje niezadowolenie. 
-Długo jeszcze zamierzamy tu stać? Czekamy już z pół godziny, powiedziałam lecz jedyną odpowiedzi jaką otrzymałam był szelest liść, spowodowany podmuchem letniego powietrza. Spojrzałam kątem oka na Itachiego, który w milczeniu siedział pod drzewem.  Słysząc donośne krakanie nad sobą  spojrzenia na ptaka. Po czułam jak dostaje gęsiej skórki widząc jak  ptak siada na ramieniu Itachiego .  
- Zbieramy się, oznajmi wypuszczając ptaka. Bez zbędnych pytani ruszyliśmy w drogę.
Uważając aby się nie poślizgnąć biegłam pomiędzy Sasorim a Itachim.  Będąc  zaledwie sto metrów od muru wioski usłyszeliśmy wybuch.  Zaniepokojona spojrzałam  na wioskę. Oby nic poważnego się nikomu nie stało, pomyślałam przyśpieszając. Nie zauważeni przemknęliśmy do Konohy po czym zaczęliśmy przemierzać puste uliczki.
-w lewo! Ze ślizgiem skręciłam w pusty zaułek podbiegając do zamkniętej na kłódkę klapy od piwnicy.
- Odsuń się  wychrypiał czarnowłosy niszcząc  kłódkę.   Wszedł do środka aktywując sharingan.  Wślizgnęłam się za nim, ostrożnie schodząc na dół po schodach. Będąc na dole rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało normalnie, jak każda typowa stara piwnica. Ze znakiem zapytania spojrzałam na ciemnowłosego który widząc moje spojrzenie wskazał palcem  w prawo. Spojrzałam na wskazany obiekt, którym okazała się być studnia...
 Zdezorientowana podeszłam  chwytając za  brzegi pokrywy.  Z całej siły ją podniosłam,  po czym spojrzałam do środka.  Zadowolona zauważyłam metalową drabinę schodzącą w dół, już chciałam wejść  kiedy Itachi chwycił mnie za rękę przecząco kiwając głową. Odsunęłam się dając mu miejsce.
Na dole było ciemno i duszno. Na szczęście po chwili   ciemności rozświetlił blask licznych pochodni. Pomieszczenie w którym się znaleźliśmy  było ogromne. Podeszłam do drewnianych drzwi znajdujących się po drugiej stronie pomieszczenia. Nie czekając chwyciłam za klamkę  i weszłam do środka. 
Za drzwiami wił się długi  korytarz, sięgnęłam do kabury wyciągając mapę.
- Musimy teraz pójść wzdłuż, aż do końca korytarza i otworzyć przedostanie drzwi po lewej,  stwierdziłam uważnie ilustrując mapę. 
-W takim razie ty i Sasori idźcie dalej. Będę pilnować wejścia.  Nie zadowolona zgodziłam się po czym wraz z czerwonowłosym udaliśmy się dalej, będąc na miejscu Sasori za pomocą  chakry przekręcił zamek.  Całe pomieszczenie było wypełnione regałami na których znajdowało się niezliczone ilość zwojów.
-Chyba zajmie nam to więcej czasu niż myśleliśmy, odezwał się niestety musiałam się z nim zgodzić. Szukaj teraz igły w stogu siana pomyślałam załamana.
Sai
Gotowy do walki leciałem w kierunku epicentrum walki. Spłoszeni ludzie uciekali  szukając bezpiecznego miejsca. Zeskoczyłem z ptaka lądując na dachu zniszczonego już budynku. Nie wyglądało to ciekawie, trzech członków akatsuki stało nie daleko zniszczonego muru siejąc spustoszenie wokół siebie. Na ziemi splamionej krwią leżały ciała shinobi jak i cywili. Zniesmaczony  czując smród palących się ciał splunąłem na ziemie,  po czym ruszyłem do walki.  Sięgnąłem po zwój rzucając się na jednego z członków Aka.
Walka była zawzięta, lecz mimo wszystko szala zwycięstwa przechylała się na stronę wrogów. 
-Nie damy im rady kiedy są razem, krzyknąłem w stronę kakashiego który pojawił się przy mnie.
-Musimy ich rozdzielić  stwierdziłem.
- Ale jeśli to zrobimy dojdzie do jeszcze większych zniszczeni, odparł syn białego kła.
- Wioskę się odbuduje ale ludzi raczej nie wskrzesimy Kakashi! Przez dłuższą chwile analizował moje słowa po czym przytaknął.
-Masz rację i mam nawet pomysł.

Sakura
Przeszukując archiwum w trafiłam na wiele ciekawych łupów, myślałam iż znalezienie obciążających dowodów w tej wielkiej kupie papierów jest nie możliwe ale o dziwo jak dotąd szło dziwnie łatwo. Bacznie ilustrowałam zawartość każdego zwoju. Stałam właśnie przy jednym z ostatnich regałów znajdujących się przy ścianie.  Odwracając się niechcący zahaczyłam ramieniem o półkę przez co wszystkie zwoje znajdujące się na niej spadały powodując hałas.  Spojrzałam na Sasoriego, który patrzył na mnie morderczym spojrzeniem.  Czując się jak ostatnia łamaga burknęłam coś pod nosem po czym zaczęłam podnosić z podłogi zwoje.  Biorąc ostatni do ręki rzuciła mi się do oczu szczelina w ścianie. Zostawiłam zwoje i zaczęłam odsuwać regał.
-Co ty wyrabiasz! Słysząc przepełniony jadem głos mojego kompana momentalnie zastygłam. Wzięłam głęboki oddech, zignorowałam go po czym podeszłam bliżej ściany dotykając ją koniuszkami palców. Dotknąwszy szpary z całej siły pociągnęłam zrywając ze ściany tapetę.
-Drzwi? Zaskoczona sięgnęłam po mapę upewniając się czy rzeczywiście coś pominęłam ale nie rzeczywiście owe  pomieszczenie  nie zostało zaznaczone. Niepewnie otworzyłam drzwi powoli wchodząc do pomieszczenia, szukając rękoma jakiegoś włącznika. Napotkawszy palcami  zapaliłam światło rozglądając się po pomieszczeniu. Było to małe pomieszczenie w którym znajdowało się kilka półek ze zawojami. Chwyciłam pierwszy lepszy próbując go otworzyć. Niezadowolona zmarszczyłam brwi.
-zapieczętowane.
-Umiesz je rozpieczętować?
-Być może ale nie mamy czasu by to robić tutaj, stwierdziłam wyciągając z kabury zwój.
- Weźmiemy wszystkie, oznajmiłam rozwijając pergamin. Zaczęłam na nim układać po kolei wszystkie zwoje, po czym  przeszłam do pieczętowania.
Zadowolona wyszłam z pomieszczenia kierując się w stronę korytarza. Będąc już prawie u celu pomieszczeniem czymś wstrząsnęło tracąc równowagę chwyciłam się ściany. Co to do cholery było? 
-Musimy się śpieszyć.  Nie sprzeciwiając się ruszyłam biegiem wzdłuż korytarza. Kiedy z niego wybiegłam zaczęłam błądzić wzrokiem szukając ciemnookiego.
- Gdzie jest Itachi? Zdezorientowana spojrzałam na Sasoriego.
-Poszedł za pewne sprawdzić co ci gamonie znów spieprzyli,  odparł spokojnie mijając mnie szedł w kierunku wyjścia.  Jego słowa spowodowały że moje obawy stały się jeszcze większe. Najszybciej jak tylko mogłam  wspięłam się po drabinie, po czym wybiegłam na ulice w między czasie zarzucając na głowę kaptur.
-Czując powiem gorącego powietrza spojrzałam do góry. Ujrzawszy Itachiego na dachu budynku. Wskoczyłam do góry stając obok niego. Już miałam się go zapytaj co się dzieje, kiedy do moich uszu doszły krzyki i potężny smród. Niepewnie spojrzałam w tamtym kierunku. Przerażona patrzałam na ciemne płomienie Amaterasu zataczające pół okręg. Pochłaniające wszystko co znajdowało się na ich drodze. Przerażenie ustępowało dając miejsce co raz bardziej wzrastającemu gniewu.
-Co ty do cholery robisz! Nie widząc jakiejkolwiek reakcji ze strony Uchihy.  Rozjuszona zamachnęłam się z całej siły uderzając go w żebra, słysząc zgrzyt łamanych kości  skrzywiłam się. Widząc iż płomienie znikają odetchnęłam z ulgą. Chwyciłam za ramię  Itachiego nie zwracając uwagi na jego stan  i zaczęłam biec w kierunku  lasu, po chwili znikając w gęstwinie drzew. Będąc pewna iż oddaliliśmy się wystarczająco daleko puściłam  jego ramię.  Ściskając co chwila dłonie w pięści chodziłam w tą i z powrotem. Serce biło jak oszalałe a w płucach zdecydowanie  brakowało mi powietrza.  Zgięłam się wpół opierając dłonie o kolana.   Paznokcie boleśnie wbijały się w skórę pozostawiając po sobie czerwone ślady z których płynęły staruszki krwi.  Gdy świeża dawka tlenu dotarła do moich płuc po czułam lekką ulgę. Prostując się przetarłam ręką twarz natrafiając na mokre ślady świadczące o  łzach.  Zła ściągnęłam torbę rzucając  nią z całej siły o ziemie. Po leśnej ściółce zaczęły się toczyć porozsypywane zwoje.  Byłam tak zła, tak wściekła a na dodatek taka bezradna w tej chwili. Wszystko to co robiłam i wierzyłam wydawało się jedynie jedną wielką pomyłką.  Dlaczego nie zostałam w  wiosce z przyjaciółmi, tylko jak głupie dziecko zachciałam bawić się w bohatera?  Byłam tak głupia wierząc iż podpisując pakt z diabłem nie przyniesie to za sobą konsekwencji.  Słysząc zbliżającego się czerwonowłosego rzuciłam mu jednie przelotne spojrzenie.  Nie zważając na nich zaczęłam powoli pakować zwoje do torby. Widząc iż jeden się otworzył zajrzałam do niego. Rozwinęłam  go, po czym z niedowierzaniem ilustrowałam pusty pergamin.
-Musimy już ruszać.  Obudzona z letargu zwinęłam pośpiesznie pusty zwój chowając go, po czym bez słowa ruszyłam za nimi.




poniedziałek, 20 maja 2013

rozdział 9

                                                                    Deidara
Stałem  przed członkami Taki czekając. Seledynowo włosy zrobił kilka kroków do przodu pokazując swoje ostre zęby w dość irytującym uśmiechu, zmarszczyłem brwi. 
-hej! przywitał się jakbyśmy byli kumplami, po czym stanął przede mną a jego towarzysze ruszyli w moją stronę.
-Co za zbieg okoliczności, ciągnął seledynowłosy. Właśnie szukamy Itachiego Uchihy, no wiesz wysoki, ciemnowłosy, czarny płaszcz w czerwone chmurki należycie do tej samej organizacji.
Wzruszyłem niedbale ramionami uśmiechając się kpiąco w jego stronę.
-Wiesz co? Nie kojarzę typa ale jak go spotkam to dam ci znać.
-ha ha zaśmiał się chłopak, po czym wyciągnął duży miecz Zabuzy w moją stronę.
-Niestety nie mamy czasu, więc może to odświeży twoją pamięć? Gotowy do uniku patrzałem jak seledynowłosy bierze zamach.
-Suigetsu! od strony drzew rozniósł się czyjś oschły głosy. 
-Sasuke-kun!! zapiszczała rudowłosa dziewczyna, po czym ruszyła biegiem w jego stronę.
-Zamknij mordę nie musisz krzyczeć, powiedział skrzywiony Suigetsu. Jednak ta zignorowała go i stanęła obok ciemnowłosego. Chciała się na niego rzucić lecz ten ją odepchnął i ruszył w naszą stronę.
Stałem i czekałem na rozwój sytuacji.

                                                                Itachi
Siedziałem na fotelu patrząc na  jej spokojną twarz okrytą kosmykami różowych włosów. Podszedłem do jej łóżka okrywając ją kocem, po czym odgarnąłem włosy z jej twarzy.  Koniuszkami palców przejechałem po jej policzku zahaczając o usta.
Nagle moją głowę przeszył wielki ból, zatoczyłem się do tyłu przewracający  lampę stojącą na szafce nocnej, która z głośnym trzaskiem upadła na podłogę. Ból był tak silny że zaczęło kręcić mi się w głowie, upadłem na kolana chwytając się za nią. 
                                                                       Sakura
Wystraszona obudziłam się rozglądając się po pokoju.
 Patrzałam na klęczącego  koło mnie Itachiego.
-Itachi wykrztusiłam drżącym głosem. Widząc że nie reaguje wstałam i  uklękłam obok niego kalecząc se nogi odłamkami szkła, chwyciłam go za ramie
-Itachi? zapytałam pewniejszym głosem, 
-Co się dzieje? odezwał się pół przytomny,
Potrząsnęłam nim, lecz ten usunął się na moje kolana nie przytomny a moje serce dosłownie stanęła. Przez chwile patrzałam na niego oszołomiona. 
-Otwórz oczy, rozkazałam tracąc powoli grunt pod nogami,
-Do cholery Itachi! Otwórz oczy,
Przyłożyłam  rękę do jego czoła, po czym z mojej dłoni zaczęła wydobywać się Chakra..
                                                                       Sasuke
Przyciskałem swoją katanę do szyi blondyna. Odgarnąłem wolą ręką mokre włosy z twarzy wypluwając krew, która napłynęła mi do ust.
-Powiesz w końcu gdzie znajduje się mój brat czy mam cie torturować dopóki mi nie puścisz pary z ust? Zapytałem obojętnie 
Obrzucił mnie zmęczonym spojrzeniem po czym prychnął.
Westchnąłem 
-Chciałem po dobroci ale skoro nie chcesz..
-Znajdź dziewczynę,
-Co? Zapytałem zdezorientowany, spojrzałem na niego odsuwając katanę.
-Znajdź dziewczynę która była tu ze mną, jak ją znajdziesz to również i jego. Znalezienie Itachiego nie jest łatwe ale z dziewczyną nie powinieneś mieć problemu, stwierdził patrząc mu prosto w oczy.
-Po prostu powiedz mi gdzie macie kryjówkę, nie zamierzałam się uganiać za dziewczyną! Warknąłem znów przykładając ostrze do jego szyi.
Czując zimne ostrze blondyn się skrzywił.
-Nie mogę ci tego powiedzieć, oznajmił. Bardziej obawiam się Peina niż ciebie.
-Suigetsu warknąłem wściekły,
-Zajmij się nim,
-Z przyjemnością odparł seledynowłosy wyciągając miecz.
                                                                Itachi 
Zamroczony zacząłem powoli otwierać oczy,  szykując się na kolejną dawkę bólu. Ale o dziwo nic mnie nie bolało. Zamrugałem kilka raz wyostrzając wzrok.
-W końcu odzyskałeś przytomności usłyszałem nad sobą cichy i łagodny głosy. Nade mną pochylała się sakura a jej wyraz twarzy wyrażał ulgę a zarazem obawę. A oczy świeciły dziwnym blaskiem.
-Dobrze się czujesz? Zapytała  niepewnie odgarniając z mojej twarzy włosy.
-Tak, wychrypiałem próbując usiąść.
-Leż! powiedziała chwytając mnie za ramiona,
-powinieneś odpoczywać, niechętnie z powrotem opadłem na łóżko.
-Co się stało? zapytałem przymykając oczy,
-Obudziłam się słysząc hałas, klęczałeś na ziemi trzymając się za głowę. Podeszłam do ciebie a ty zemdlałeś, użyłam Chakry po czym przeniosłam cie na swoje łóżko i... urwała i spojrzała na mnie nie pewnie.
-Wystraszyłeś mnie wykrztusiła po chwili, przez jakiś czas w pokoju panowała cisza patrzałem na nią  i już otwierałem usta żeby coś powiedzieć kiedy poczułem jej usta na swoich.
                                                                      Sakura
CO ja robię?!!!
po raz kolejny musnęłam jego usta zaczęłam się odsunąć czując jednak dotyka delikatnie mojego policzka znieruchomiałam pozwalając mu kontynuować pocałunek który stawał się coraz bardziej intensywny. Przyciągnął mnie bliżej siebie, wplątałam ręce w jego włosy. Nie będąc mi dłużny poczułam jak jego ręka zaczęła błądzić po moim ciele.  W mojej głowie panowała pustka, wiem że robię źle powinnam w tej chwili go odepchnąć. Ale nie mogłam! Czułam się tak wspaniale czując jego usta  na sobie.
Jeszcze nigdy się tak nie czułam się z nikim tak dobrze jak z nim.
Słysząc swoje imię z jego ust jęknęłam podniecona. Spojrzałam w jego oczy.  Jego wiecznie obojętne na wszystko spojrzenie wyrażało tak wiele emocji w tej chwili. Uśmiechnęłam się w jego stronę, po czym znów wbiłam się w jego usta. Niech wszystko idzie w diabli teraz chce zrobić coś dla siebie.
                                                Sasuke
Stałem opierając się o drzewo i myślałem nad zaistniałą sytuacją.
Sakura i Itachi? Czemu trzymają się razem? Co ona robi w Akatsuki? Mimo tego że było ciemno doskonale widziałem czarny płaszczy w czerwone chmurki, który świadczył o przynależności do Akatsuki a  osoba która go ogłuszyła musiał być  Itachi.  Jestem tego pewny. 

,,Znajdź dziewczynę, tą która była tu ze mną. Jak ją znajdziesz to również i jego. Znalezienie Itachiego nie jest łatwe ale z dziewczyną nie powinieneś mieć problemu."

Przypomniał sobie słowa blondyna. 
-Co teraz zrobimy? Zapytał Jugo stając przede mną
-Wyruszamy do Kusa-Gakure, odparłem
-Dlaczego akurat tam?
-Muszę się spotkać z pewną osobą ale zanim to zrobimy wyślemy do niego wiadomość, oznajmiłem patrząc na Jugo znacząco a ten tylko kiwnął głową po czy zagwizdał przywołując jastrzębia. Szybko napisałem na karce wiadomości, po czym przywiązałem ją do nogi ptaka a ten zbił się w powietrze.
                                   
Sakura
Biegłam przez las, było chłodno a słonice powoli zachodziło. Nie wiem dokąd biegłam i po co. Zwinnie omijałam konary drzew co jakiś zahaczając o gałęzie, słysząc krakanie nagle stanęłam. Podniosłam wzrok prosto na kurcze czarne ślepia, w których pojawił się szkarłat. Znów usłyszałam krakanie zamrugałam, po czym odwróciłam się zaskoczona. Nie byłam już w lesie, lecz  stałam na jakiś ruinach. Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać a mój wzrok zatrzymał się znaku klanu Uchiha który widniał na pozostałościach zniszczonej ściany. Zaczęłam powoli stąpać w stronę znaku. Zatrzymałam się zalewie dwa metry od ściany a z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Po raz kolejny usłyszałam krakanie, które dochodziło  z bliska spojrzałam  na dół gotowa zobaczyć kruka ale zamiast niego ujrzałam martwe spojrzenie... Itachiego.
Usiadłam na łóżku ciężko oddychając. Odgarnęłam do tyłu włosy biorąc głęboki wdech, po czym spojrzałam na drugą stronę łóżka która okazała się pusta.Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę łazięki zabierając po drodze pierwsze lepsze ubrania, zamknęłam za sobą drzwi i weszłam pod prysznic. Odkręciłam zimną wodę  mając nadzieje że nie będę myśleć o tym co się wczoraj stało, niestety nie podziałało. Stałam niczym posąg  tępo patrząc się przed siebie, przed moimi oczami migały obrazy z wczorajszego dnia. Mimo szumiącej wody usłyszałam jak drzwi do pokoju się otworzyły z charakterystycznym skrzypnięciem. Z narastającym napięciem nasłuchiwałam jego kroków. Słysząc jak przystanął przy drzwiach od łazienki wstrzymałam oddech. Pójdź sobie, powiedziałam bezdźwięcznie. Zakręciłam wodę i sięgnęłam po ręcznik. Ubrana po cichu wyszłam z łazienki  i sięgnęłam niepewnie po liścik znajdujący się na szafce nocnej.
,,o 9 zebranie''
Deidara, pomyślałam zgniatając liścik. Spojrzałam na zegarek  8:50, związałam włosy w kitkę po czym wyszłam z pokoju. Przemierzałam szybko korytarz mając nadzieje nikogo nie spotkać. Do szłam do schodów i na chwile się zatrzymałam. Spojrzałam na piętrzące się schody, nie chce iść pomyślałam zakrywając ręką twarz.  Czując czyjś delikatny dotyk na dłoni podskoczyłam. Napotkawszy czarne spojrzenie poczułam jak wielka gula staje w moim gardle. Ruszyliśmy schodami do góry po czym  zajęliśmy swoje miejsca czekając na Peina. Rozejrzałam się po sali w nadziei napotkać blond czuprynę, kiedy uświadomiłam sobie że jednak nie wrócił poczułam ścisk w żołądku. Spojrzałam w kierunku drzwi w których stanął Pein. Zajął zwoje miejsce i beznamiętnie przeleciał po wszystkich  swoim spojrzeniem zatrzymując się na mnie i Itachim.
-Zaszło kilka zmian, oznajmił oschle odrywając od nas spojrzenie, nie słysząc żeby ktoś się sprzeciwiał kontynuował dalej.
-Akcje przeprowadzimy jutro, spojrzałam zaskoczona na Itachiego lecz ten słuchał dalej lidera.
-Dlaczego już jutro, czy to aby nie za szybko? Zapytał Sasori
-Niestety Zetsu znalazł nad ranem ciało Deidary, możliwe że ktoś zna lokalizacje kryjówki dlatego musimy się przenieść. Jutro wyruszymy do Konohy tak jak ustaliliśmy Kisame, Tobi, Kakuzu i Hidan odwrócą uwagę za to Sasori, Itachi i Sakura włamią się do korzenia w między czasie ja wraz z Konan i Zetsu zajmiemy się sprawami dotyczącymi nowej kryjówki. Po tym jak uciekniecie rozproszcie się powiadomię was gdzie się spotkamy, kiedy wszystko zostanie załatwione. Po wypowiedzi Peina nastała cisza, nikt nie zamierzał kwestionować jego planu. Dlatego wszyscy zaczęliśmy się rozchodzić.
 To już jutro, pomyślałam przekraczając próg pokoju. Byłam szczęśliwa ale pewna części mnie była zawiedziona. Nagle zorientowałam się że stoję niczym słup po środku pokoju a Itachi stoi bez słowa i mnie obserwuje.
-Zapomnij o wczorajszym  powiedział nagle  a ja poczuła silne ukucie, 
-Mówisz o Deidarze, odezwałam się z wahaniem. Czy chodzi ci o to co wydarzyło się po tym. Odwróciłam wzrok nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia,
-Najlepiej zapomni o wszystkim co się wczoraj wydarzyło, jego głos znów stał się oschły. Minął mnie i nim zdążyłam wykrztusić chociaż słowo jego już nie było. Zdrętwiała opadłam na łóżko.
-Żeby to było łatwe, wyszeptałam. 

 










sobota, 2 marca 2013

Rozdział 7

"Życie nie daje nam tego, co chcemy, tylko to, co ma dla nas.
Władysław St. Reymont "

  Spojrzałam na Itachiego, który spał na drugim łóżku odwrócony do mnie plecami. Położyłam się bokiem w jego kierunku podziwiając spływającą kaskadę  długich kruczoczarnych włosów. Wsłuchując się w jego  spokojny oddech przymknęłam oczy, pozwalając aby zalała mnie fala ponurych wspomnieni.

Było ciepłe późne popołudnie, znad zachodu zaczęły pojawiać się ciemne chmury okalające jasne niebo. Wracałam właśnie z treningu, dziś miał wrócić tata dlatego żwawym krokiem podążałam w stronę domu.
Spojrzałam na przechodniów, którzy patrzeli w moim kierunku dziwnym wzrokiem. Widząc że ich obserwuje przyśpieszali kroku odwracając się zaniepokojona zaczęłam biec wąskimi uliczkami,  potrącając po drodze kilka osób. Dobiegłam do drzwi mojego domu. Próbując opanować nie równy oddech pociągnęłam za klamkę, po czym weszłam do środka. Z  salonu docierały do mnie czyjeś rozmowy,wkroczyłam do salonu zawracając na sobie uwagę wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu. Spojrzałam na mamę, która nie zauważając mnie płakała przyciskając do piersi zdjęcie ojca. Nie! To nie może być prawda! pomyślałam czując jak do moich oczu zbierają się  łzy. Spojrzałam na czyjąś dłoni, która znalazł się na moim ramieniu.
-Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje! Spojrzałam na starego przyjaciela Ojca. Podziękowałam mu, po czym poprosiłam wszystkich o opuszczenie domu. Podeszłam do matki i ją objęłam próbując hamować łzy.
-Ććć nie płacz, mówiłam łamiącym się głosem przytulając ją jeszcze mocniej. Objęła mnie, po czym zaszlochała jeszcze głośniej. Po policzku popłynęły nie chciane łzy. Szybko je wytarłam. Muszę być silna, silna za nas dwie pomyślałam.

Stałam nad trumną trzymając w ręce białą róże. Bez wyrazu patrząc na w wykopany dół rzuciłam biały kwiat na drewniane wieko trumny, po czym stanęłam obok Naruto i patrzałam jak zakopują dół. Poczułam coś wilgotnego na policzku, spojrzałam na niebo z którego zaczęły spadać krople deszczu z coraz to większą siłą. Wszyscy zaczęli się rozchodzić tylko Naruto przymnie trwał. Rozpętała się burza, a po chwili usłyszałam pierwsze grzmoty.  Naruto  gestem ręki pokazał żebyśmy się zbierali, ale zostałam jeszcze chwile mimo dłuższych nalegań blondyna. Ruszyłam w kierunku domu, gdzie czekała na mnie pogrążona w żałobie matka. Nie chciała pojawić się na pogrzebie, rozumiałam ją bardzo go kochała i wolała go zapamiętać żywego niż martwego w trumnie. Weszłam cała mokra do domu, odgarnęłam przyklejone do mojej twarzy włosy, po czym ruszyłam do sypialni matki. Popchnęłam uchylone drzwi stanęłam a z mojego gardła wyrwał się głośny krzyk upadłam z hukiem patrząc na bezwładne zwisające ciało. Obraz stał się rozmazany a moim ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch.
 Otworzyłam szybko oczy i usiadłam. Czując na sobie materiał zaskoczona spojrzałam na koc, którym byłam przykryta. , Odwróciłam się w kierunku Itachiego, jednak jego już nie było. Z westchnieniem wywlekłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki. Odświeżona wróciłam do pokoju poprawić łóżko. Na szafce zauważyłam ubrania i karteczkę. Chwyciłam za kartkę papieru.
                  Masz tu ubrania  na dzisiaj ubierz się, przyjdę po ciebie przed ósmą. 
Itachi

Gotowa upadłam na skórzany fotel znajdującym się przy małym regale z książkami, wzięłam pierwszą lepszą książę, przewracając co chwila kartkę patrzałam na wskazówki zegara. Słysząc  dźwięk otwieranych drzwi zamknęłam książkę, po czym spojrzałam w  ich kierunku.
-Co ty tu robisz? zapytałam nie spodziewając się tutaj blondyna.
-Ja też się ciesze że cie widzę, odparł urażony przewróciłam oczami.
-Co czytasz? zapytał siadając na łóżku,
-Książkę z jakimiś technikami nie czytałam dokładnie, odpowiedziałam szczerze.
-Widać że ci się nudzi, stwierdził ze śmiechem blondyn.
-Ta atrakcji to  tu żadnych nie ma, przyznałam mu racje, blondyn wzruszył ramionami
-To może  ci jakieś zafunduje? Zapytał tajemniczo  po moich plecach przeszedł niepokojący dreszcz. 
-Chętnie bym się zgodziła, ale niestety Itachi przyjdzie po mnie za jakieś półgodziny, oznajmiłam  zapalając w myślach czerwoną lampkę. 
- Trudno, syknął  po czym szybko opuścił pokój. Zaskoczona patrzałam jak blondyn opuszcza pokój, ta dwójka raczej nie przepada za sobą pomyślałam po czym wstałam. Słysząc po raz drugi dzisiejszego dnia jak drzwi od pokoju zostają otwarte wydałam z siebie dźwięk niezadowolenia.  Tym razem Był to Itachi patrzał na mnie  zimno jak to miał w zwyczaju.
-Kto tu był?  Przez chwile zastanawiałam się czy mu powiedzieć,  ale wolałam go nie okłamywać.
-Tak Deidara, w czymś problem? zapytałam zmarszczył niebezpiecznie  brwi.
-Lepiej z nikim się tutaj nie zadawaj. Westchnęłam znudzona rzucając mu niezadowolone spojrzenie,
-A co miałam zrobić? Ja go nie zapraszałam sam wszedł do pokoju, 
  -Chodzi za mną, Oczywiście pomyślałam poirytowana, 
-Dokąd? Spojrzałam na niego pokazując mu, że mam powoli dość jego wszystkich nakazów. 
Nie odpowiedział tylko wyszedł, jak głupia pobiegłam z nim, i tyle było z mojego małego buntu. Wścieła niczym pitbull gotowa rzucić się komuś do gardła zrównałam się z nim. 
-posłuchaj nie lubię się tłumaczyć, po drugie nie mogę cie cały czas pilnować zwłaszcza że mam też swoje obowiązki.oznajmił
-Co związku z tym? warknęłam krzyżując ręce,
-Fajnie by było, gdybyś się zastosowała do moich rad. Nie rzucaj się w oczy! syknął popychając mnie do przodu.
-Łatwo powiedzieć trudniej zrobić, wcięłam mu się w słowo przypominając sobie sytuacje z wczoraj. Weszliśmy do wielkiej jadalni gdzie już miałam zaszczyt być już wczoraj.
-Chodzi ze mną, lepiej żeby sytuacja z wczoraj się nie powtórzyła.
Weszliśmy do przestarzałej kuchni Itachi zaczął przygotowywać jedzenie. Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadłam na krześle znajdującym się  w rogu kuchni. Obraz przestępcy klasy S przy garach bezcenne, pomyślałam patrząc jak Uchiha coś kuchci przy garach. 
-Podasz mi talerze? Leżą w górnej szafce na końcu. Wstałam i szybko sięgnęłam do szafki wyciągając dwa talerze i mu podałam.
-dzięki, powiedział chwytając za talerze dotykając przez przypadek mojej ręki,  poczułam jakby prąd przeszył moje ciało jak oparzona zamaszystym ruchem zabrałam rękę.
-podać co jeszcze? zapytałam przyciskając do siebie dłoni.
-nie, odpowiedział patrząc się na mnie badawczo odwróciłam twarz czując że się czerwienie. Podał mi talerz z jedzeniem, po czym ruszyliśmy do jadalni. Nie mając apetytu zaczęłam bawić się jedzeniem, czując natarczywe spojrzenie Itachiego postanowiłam jednak zacząć jeść. Jedzenie okazało się przepyszne, puste talerzy zabrał Itachi odstawiając je do zlewu w kuchni.
-Co teraz? zapytałam opierając się o framugę drzwi.
-Teraz pójdziemy na zebranie, oznajmił stając przede mną.
-Tak szybko? Myślałam że odbędzie się dopiero pod wieczór,powiedziałam zaskoczona. 
-To nie ja ustalam, wzruszyłam ramionami przepuszczając go w drzwiach a jego włosy musnęły mi twarz. Zebranie odbywało się w pomieszczeniu w którym  widziałam się z Painem za pierwszym i drugim razem. Wszyscy byli  tutaj i zajmowali miejsca przy stole.
-I jak mam niby nie zwracać na siebie uwagi? Szepnęłam do czarnowłosego, który to słysząc westchnął bezradny. Podeszliśmy do wielkiego stołu i usiedliśmy. Jedną ręką dotknęłam kabury którą miałam cały czas przy sobie. Po upewnieniu się że zwój znajduje się na swoim miejscu spojrzałam na innych.Wydawali się nie zwracać na nas uwagi.
-Gdzie jest Pain? zapytałam cicho Itachiego
-Powinien się za chwili zjawić,  wraz z wypowiedzianymi słowami przed nami pojawił się rudowłosy.
-Witam wszystkich, przywitał się z mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Spojrzał w moim kierunku nie odwracałam wzroku hardo patrzałam w mordercze spojrzenie rinnegana.
-Jak wiecie  mieliśmy styczności z Danzo od początku powstania Akatsuki,  sprawił nam nie małe kłopoty i nie tylko nam. Dlatego go wyeliminujemy.
-Czyli że mamy go sprzątnąć? zapytał Kisame
-Nie zamiast brudzić sobie ręce pogrążymy go na oczach jego wioski ujawniając jego przekręty. Jego wioska już sama się nim zajmie oznajmił.
-A jak mamy zdobyć dowody? Bo to co do teraz  zebraliśmy z twojego polecenia na nic nam się nie przyda.
-Owszem dlatego zawarłem umowę  z Haruno której nie dopełniła, powiedział ostro Pain patrząc na mnie .
Wzruszyłam ramionami, wyciągnęłam zwój i położyłam na stole.
-Mój pobyt w wiosce czy poza nią już nie jest ważny. Skoro by zdobyć obciążające dowody wystarczy włamać się do jego siedzimy, powiedziałam lekko zdenerwowana.
-nie złamałam umowy! Zdobyłam tyle informacji ile zdołałam, zdobyłam mapę i tera oczekuje na wypełnienie waszej części umowy. Odpieczętuje zwój i dam wam mapę korzenia i tak jak się z tobą umawiałam włamiecie się do ich archiwum.
-Dobra ale jak zdobędziemy informacje to co potem? Przecież  nie uwierzą nam pomyślą że zafałszowywaliśmy dokumenty, stwierdził Hidan
-Kto mówił że to my przekażemy dowody Konosze, wtrącił się Itachi
-Więc kto ma niby to zrobić? zapytał Kakuzo
-Ja przekaże w końcu jestem a raczej byłam jedną z najbardziej zaufanych osób piątej Hokage.
-Skoro tak bardzo ci ufali to ciekawe dlaczego wysłali za tobą list gończy? odparł sarkastycznie rzucając w moją stronę kartkę papieru na którym znajdowało się moje zdjęcie. Mimo że wiedziałam że tak  się stanie to i tak zabolało.
-To chyba oczywiste, spojrzałam zaskoczona w kierunku Itachiego
-Miała dostęp do tajnych danych konohy  a dwa dni temu została przyłapana  z jednym z wrogów wioski. Może i hokage może mieć zaufanie do Sakury, ale nie rada zwłaszcza do której należy Danzo oznajmił.
-Sakura dobrowolnie uda się do wioski a w tej sytuacji Hokage będzie musiała jej wysłuchać wtedy przekaże jej dowody.
-Skąd pewności że jej uwierzy?
-Nie ma pewności.
Rozwinęłam zwój po czym zaczęłam go odpieczętowywać. Po chwili z kłębów dymów ujrzeliśmy średniej wielkości zwój, który rozwinęłam.
-Oryginał mapy ich podziemnej siedziby. Archiwum znajduje się w północnym skrzydle, powiedziałam wskazując pomieszczenie . Wszyscy podeszli bliżej by się przyjrzeć.
 -Są dwa wejścia pierwsze znajduje się nie daleko starej siedziby klanu Uchiha oznajmiłam a Itachi drgnął ignorując to kontynuowałam dalej, drugie wejście znajduje się jakieś sto metrów za północnym murem konohy.
 -Musimy jednak poczekać jakiś czas aby wszytko ucichło. Zapewne wszyscy teraz chodzą jak w zegarku nie wiedząc czego się spodziewać. Komentował czarnooki a wszyscy go słuchali.
-Po dwóch miesiącach powinno się już uspokoić, w tym czasie wszystko zaplanujemy, Pain kiwnął głową.
-W takim razie z czasem wszytko ustalimy. Do tego czasu pilnuj dalej naszego gościa Itachi a was informuje żebyście nie zrobili nic głupiego! Jest pod moją ochroną oznajmił wskazując na mnie. Zapieczętowałam mapę znów do zwoju, po czym schowałam do kabury. Wszyscy się rozeszli a my udaliśmy się o pokoju.

-Dlaczego mnie obroniłeś na zebraniu? Zapytałam będąc już w pokoju.
-Nie broniłem cie oznajmił siadając na fotelu, mówiłem tylko to co myślę.
Usiadłam na łóżku na przeciw niego.
-mimo wszytko dzięki,. powiedziałam posyłając mu lekki uśmiech.
Przez chwile o czymś intensywnie myślał patrząc na mnie.
-Dlaczego tak bardzo chronisz wioski? Zapytał po dłuższej chwili
Wzruszyłam ramionami.
-Chronię  ją ponieważ mieszkają tam moi przyjaciele, urodziłam się tam, kocham to miejsce odparłam szczerze.
-Nawet jeśli ci nie uwierzą i cie skarzą?
-Nawet powiedziałam hardo, będę jej chronić nawet gdyby skazali mnie na szubienice. Wioska jest dla mnie ważna i nie zawaham się oddać swojego życia a nawet godności.
Przez chwile siedzieliśmy w milczeniu a mur który był między nami jakby na chwile upadł. Zauważyłam w jego oczach zrozumienie ale dlaczego?
Wstał i chwycił mnie za rękę zaskoczona nie opierałam się, ciągnął mnie w jakimś kierunku. Szyliśmy przez las po czym znaleźliśmy się na dużej polanie. Puścił mnie po czym stanął po środku polany, nie wiedząc o co chodzi ruszyłam za nim. Stał do mnie tyłem a jego długie włosy związane w kitkę  falowały w powietrzu. Moje oczy nie mogły się oderwać od jego twarzy, która nostalgicznie patrzała w słoneczne niebo z którego zaczęły spadać płatki śniegu. Odwrócił się w moją stronę.
-Chce cie trenować, powiedział nagle przerywając cisze.
-Że co? Zapytałam zszokowana, 
-Chcesz chronić wioskę a martwa na nic się jej się przydasz. Na swojej drodze spotkasz wielu przeciwników z którymi będziesz musiała walczyć. Nikt cie wtedy nie ruszy na pomocy musisz  liczyć tylko na siebie.
-Ale co ty byś miał z tego? W końcu sam jesteś ich wrogiem? patrzałam na niego szukając w tym jakiejś  logiki. Czarnooki uśmiechnął się smętnie a mnie coś ukuło w sercu.
-Może kiedyś się dowiesz oznajmił  tajemniczo po czym aktywował sharingan.

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 6

Opatulana miękkim szlafrokiem wyszłam z łazienki. Czując nagły podmuchy zimnego powietrza, spojrzałam w kierunku okna, które było uchylone. Szybko je zamknęłam, po czy spojrzałam w stronę łóżka na którym leżała róża i zwój w jasnej oprawie. Odgarnęłam mokre włosy z twarzy, po czym chwyciłam kwiat i zwój. Zeszłam do kuchni, wstawiłam kwiat do wody, po czym usiadłam przy stole rozwijając pergamin. Mapa pomyślałam, zwinęłam ją z powrotem i udałam się do pokoju, aby się ubrać. Wyszłam na zewnątrz szybkim krokiem zmierzając w kierunku Budki z ramenem. Widząc blond czuprynę stanęłam. Blondyn opuszczał budkę ciągnąc za rękę  za czerwienioną Hinate,  rzucając im ostatnie spojrzenie nim zniknęli za rogiem uśmiechnęłam się smutno, uświadamiając sobie że schodzę powoli na dalszy tor. Tracąc apetyt ruszyłam w przeciwległym kierunku. Późnym popołudniem zmęczona wędrówką wróciłam do domu. Rozwaliłam się na kanapie wsłuchując się w tykanie zegara. Po godzinie  bezczynnego leżenia postanowiłam coś zjeść. Zrobiłam se kanapki i herbatę, po czym zaczęłam spożywać przygotowany posiłek. Tak jak ostatni razem, zanim wybiła godzina 23-cia ruszyłam na miejsce spotkania, gdzie czekał na mnie Itachi.
-Masz? zapytał kiedy podeszłam. Przyjrzałam się  mu dzisiaj jego głowę zdobił duży słomiany kapelusz, a dzwoneczki doczepione do niego co chwila pobrzękiwały wskutek porywistego wiatru. Odgarnęłam zbłąkane kosmyki z twarzy, po czym sięgnęłam po mapę. Czując rażące światło zakryłam oczy. 
-Stać!! Widząc ANBU Przerażona spojrzałam na Itachiego.
-chodzi, poczułam jak chwyta mnie za ramię i ciągnie. Nie widząc innego wyjścia  podążyłam za nim. Nie odwracając się  biegłam ile w sił w nogach omijając zwinnie wszystkie przeszkody, które napotykaliśmy po drodze, naglę po czułam silne szarpnięcie.  Przyszpilona do skały szarpnęłam się otwierałam już usta gdy poczułam jak zatyka mi usta ręką przyciskając mnie mocniej. Słysząc zbliżające się kroki znieruchomiałam wbijając wzrok w ramie Itachiego. Kiedy się oddalili z ulgą wypuściłam powietrze.  Puszczając mnie odsunął się  nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Gdzie masz mapę? przerwał panującą cisze przecinając ją jak brzytwa głosem.
- w kaburze, odparłam próbując opanować drżenie dłoni. Poprawił kapelusz po czym zaczął iść oddalając się ode mnie.
-Idziesz czy nie? zapytał podirytowany, kiedy zauważył że nie ruszyłam z miejsca. Szybkim krokiem zrównałam się z nim. 

Ile bym dała by nie wracać do tego miejsca, pomyślałam zatrzymując się przed drzwiami. Popatrzałam na twarz Itachiego, która  tak jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji w przeciwieństwie do mojej. Przeszliśmy przez drzwi stając na przeciw Niego.
-Usłyszę wyjaśnienia? zapytał szorstko przeszywając nas wzrokiem.
-Przyłapali nas, odpowiedział mój towarzysz zanim zdążyłam cokolwiek z siebie wydusić.
-Nasza umowa była trochę inna miałaś doności nam informacje, a nie zjawiać się u nas! Zagrzmiał wstając miejsca, przełknęłam gulę która stanęła w moim gardle. Starając się nie ukazywać strachu spojrzałam prosto na Peina.
-A co miałam zrobić? Gdyby mnie złapali to by oskarżyli o zdradę wioski i zamknęli, odezwałam się w miarę normalnym głosem.
-Tu się nam nie przydasz, przybliżył się stając przede mną. Widząc z tak bliska jego przerażające spojrzenie paraliżowało mnie.
-Powiedz dlaczego nie miałbym cię tera zabić?  Chwycił mój podbródek boleśnie go podnosząc. Czując spływające strużki krwi z moich dłoni, które nieświadomi ściskałam rozluźniałam je. 
-Bo mam mapę, wychrypiałam.
Itachi podszedł do mnie, po czym wyciągnął zwój z kabury.
-Teraz to już nie masz nic, odparł podrzucając w dłoni zwój
-heh zaśmiałam się nerwowo,
-To nie jest mapa. To tylko zwój w którym została zapieczętowana. Odpieczętować go można jedynie używając specjalnych  pieczęci.  Otworzyli zwój upewniając się czy mówię prawdę.
- Pieczęcie znam tylko ja, więc nawet nie próbujcie bo to i tak nic wam nie da. Najwyżej stracicie czas, odparłam uśmiechając się triumfalnie.
-Co chcesz w zamian za mapę? Puścił mój podbródek  szczęśliwa pomasowałam zdrętwiałą szyję.
-Puki sytuacja się nie wyjaśni zapewnicie mi bezpieczeństwo.
-Chyba jesteśmy wstanie się zgodzić na twoje warunki, prychnęłam
-Możecie czy raczej musicie? To co zebraliście na nic wam się nie przyda i doskonale wiemy to oboje. Ta mapa, przerwałam wskazując na zwój znajdujący się w rękach Uchihy. Jest kluczem do zakończenia tej całej farsy dokończyłam nabierając odwagi.
-Nie zapominaj się, skoro zdobyłaś tą mapę to na pewno i my moglibyśmy ją zdobyć. Z pewnością nie jest to jedyny egzemplarz.
-Owszem,przyznałam mu rację ale tylko ta jest oryginalna. A oryginał jest bardziej wiarygodny niż kopia. Zabrałam zwój chowając go z powrotem do kabury. Pomarańczowo włosy wrócił na swoje miejsce opierając twarz na dłoniach.
-Dobrze, zwój otworzymy na jutrzejszym zebraniu. Itachi znajdź jej jakiś pokój i jej pilnuj.
 -Tak jest liderze.
Kiedy doszliśmy do pokoju nie pewnie weszłam do środka. Był średniej wielkości, ściany z kamienia i stara porysowana z powodu upływu lat drewniana podłoga. Nie zaprzeczę, pokój nie wywarł zbytniego wrażenia, zwłaszcza że nie było okien. Popatrzałam na dwa łóżka znajdujące się w pomieszczeniu.
-Po co drugie łóżko? zapytałam. Nic nie mówiąc ściągnął płaszcz rzucając na jedno z łóżek.
-Jedno dla ciebie, drugie dla mnie w końcu muszę cie pilnować. odezwał się uraczając mnie odpowiedzią.
-Ale jakaś prywatności mi się chyba należy? Zapytałam z wyrzutem obrzucił mnie zirytowanym spojrzeniem. 
-Nie utrudniaj mi i sobie ja też nie jestem zadowolony, ale muszę mieć na ciebie oko. Zwłaszcza że nie wiadomo co może przyjść komuś z organizacji do głowy i zrobić ci krzywe. Nie jesteś na wczasach Haruno, jakbyś nie zauważyła w okół ciebie znajdują się przestępcy klasy S. Miał racje i to mnie cholernie denerwowało, ale mimo wszystko nie uśmiechało mi się dzielenie pokoju z mordercą klanu.
-Masz apteczkę? Odezwałam się przypominając sobie o dłoniach.
-Jest w łazience pod umywalką, machnął ręką wskazując drzwi znajdujące się po drugiej stronie pokoju.
-Dzięki, szybko weszłam do łazienki przekręcając zamek w drzwiach. Podeszłam do lustra, po czym przyjrzałam się dłonią, dziwo niczego nie zauważyłam. Rany nie mogły przecież tak szybko się zagoić, mimo tego że nie były to głębokie skaleczenia, ale jednak były a chakry przecież nie używałam. Opłukałam ręce  po czym wróciłam do pokoju. W końcu sama, pomyślałam zadowolona nie widząc nigdzie ciemnowłosego położyłam się na łóżku odwracając się plecami do drzwi. Czując szturchnięcie otworzyłam leniwie oczy. Widząc czarne jak węgiel oczy Itachiego wstałam.
-pora obiadowa, powiadomił mnie  odsuwając się. Wstałam przeczesując włosy ręką nadawając im w ten sposób jako taki ład. Wyszliśmy na korytarz, wzrok miałam wbity w jego plecy dając się ponieści ponurym myślą. Uderzając o coś twardego wyrwana z rozmyślania podniosłam wzrok, lecz po chwili znów je opuściłam widząc uporczywe spojrzenie karych oczu. Czułam się żałośnie i za pewnie też wyglądałam. Popchnął drewniane drzwi, po czym wszedł do pomieszczenia od razu ruszyłam za nim nie pewnie stawiając nogi. Wzrok miałam w bity w podłogę, nie obchodziło mnie co się dzieje w okół, chciałam tylko zjeść i wrócić do pokoju. Słysząc krzyki zaintrygowana podniosłam głowę. Zszokowana patrzałam na zaistniałą sytuacje, która miała miejsce parę metrów przede mną. Głowa siwowłosego, zapewne Hidana kłóciła się z innym członkiem którego imienia nie pamiętałam.
Hidan : To twoja wina, Kakuzu! Pozwoliłeś na to!
Kakuzu: Od samego początku mówiłeś, abym się nie wtrącał. Myślisz, że w takiej sytuacji nadal możesz się na mnie wydzierać?
Hidan: No, tak. Mówiłem, żebyś się nie wtrącał. Ale to nie znaczy, że chciałem, abyś wyszedł na idiotę. Nieważne. W każdym bądź razie, przynieś moje ciało.
Kakuzu: ...
Hidan: Kakuzu, mógłbyś przynieść tu moje ciało? Kakuzuniu, no proszę!
(Kakuzu podnosi głowę Hidana.)
Hidan: Hej! Czekaj! Kakuzu, moje ciało! Przynieś tu moje ciało!
Kakuzu: Twoja głowa jest lżejsza.
Hidan: Boli, boli! Hej, Kakuzu, wyrwiesz mi włosy!
Z coraz to większymi oczami patrzałam na te przedstawienie, zastanawiając się czy rzeczywiście jestem w akatsuki, czy wylądowałam w wariatkowie. Facet szedł z głową do bezgłowego ciała, po czym ją przymocował nićmi chakry. Spojrzałam na Itachiego, który stał obok mnie. Jego mina twarzy pokazywałam zażenowanie. Odwrócił się w moją stronę wskazując na puste krzesło znajdujące się koło nas, po czym się ulotnił  zostawiając mnie z nimi samą, no pięknie! Usiadłam na najbliższym krześle, nie mając lepszego zajęcia zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie.
Hidan : A to gnojek, myślałem, że szybko go dorwiemy... Ale jest już i tak nic nie wart!
Kakuzu: Powiedział człowiek, któremu tamten urwał głowę.
W ostatniej chwili powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem. Szarowłosy jednak niezrażony zaczął mówić dalej.
Hidan.: Idziemy do Kumo Gakure  oznajmił z podekscytowaniem
Deidara: Powiedziałeś Kumo Gakure? Kakuzu, Hidan... jeśli zmierzacie do Kumo Gakure  mam dla was drobną radę. Żyje tam taki gości, którego nazywają Bee, jeżeli natraficie na niego, bądźcie ostrożni.
Hidan: Chwila, chwila! Nie stawiaj mnie w tej samej kategorii co siebie, Deidara-chan! Ja nie jestem taką ciotą, której ręce musi przyszywać Kakuzu!
Kakuzu: Lepiej ręce niż głowę...wtrącił się
Hidan: Ej! Niech cię szlag Kakuzu! Po której jesteś stronie!?
Teraz to już nie wytrzymałam wybuchłam niekontrolowanym śmiechem a wszystkie spojrzenia zostały skierowane w moją stronę. Zakryłam twarz dłonią milknąc, blondyn się uśmiechnął w moją stronę.
-no proszę, proszę kogo nam tu przywiało! Zawołał czymś rozbawiony podszedł do mnie i usiadł obok. Odwróciłam wzrok od reszty akatsuki zwracając całą swoją uwagę na blondynie.
-Myślałem że już więcej się nie zobaczymy,  Nie mając ochoty na jego towarzystwo obejrzałam się szukając Itachiego, niestety nigdzie go nie widziałam.
-Uwierz mi nie ty jeden, powiedziałam próbując ignorować wrogie spojrzenia skierowane w moim kierunku, nie byłam tu raczej mile widziana. Blondyn spojrzał  za mnie, po czym zrzedła mu mina. Zaskoczona poczułam czyjąś rękę na ramieniu, odwróciłam szybko głowę był to itachi. Nie patrzał na mnie tylko na oddalającego się blondyna, który zmierzał do dużego drewnianego stołu gdzie siedziało kilku członków akatsuki. Spojrzałam ponownie na ciemnowłosego, który trzymał tace na której znajdowało się jedzenie. Szybko wróciliśmy do naszego pokoju. Postawił tace na szafce znajdującej się pomiędzy naszymi łóżkami i usiadł. Stałam przez chwile w drzwiach jednak postanowiłam się przysiąść. Chwyciłam talerz, po czym zaczęłam jeść. Biorąc ostatni kęs spojrzałam na  czarnowłosego.  
-po co mnie zabrałeś skoro i tak jemy w pokoju? popatrzył na mnie popijając sok.
-Gdybyś nie zwróciła na siebie tyle uwagi właśnie byśmy tam jedli, odparł oschle. Odstawiłam talerz na szafkę po czym oparłam się o ścianę.